Piątek 20 maja 2022
Spodziewałem się, że prędzej czy później takie głosy będą się w Polsce pojawiać. Głosy pytające czy pomaganie Ukrainie nam, Polakom, Polsce, opłaci się. Nawiązuję tutaj do opublikowanego niedawno felietonu Łukasza Warzechy, skądinąd wytrawnego publicysty (całość jest tutaj – https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art36314391-lukasz-warzecha-czy-polsce-oplaca-sie-walka-do-upadlego). Wspomniany autor zachęca, aby w końcu policzyć koszty polskiej solidarności z Ukrainą: „Polska ponosi zapewne największe koszty wojny obok samej Ukrainy. Zapewne, ponieważ – co zaskakujące – ich podliczenia nie podjął się dotąd żaden ekonomiczny think tank.” Konkluduje, że „powinniśmy przeliczyć skutki dotychczasowej polityki i zadać sobie pytanie, czy aby na pewno optowanie za walką do upadłego nam się opłaca.”
Wymowa artykułu jest dość ponura. Policzmy, zobaczmy, że mniej zyskujemy niż wydajemy i dajmy sobie spokój z pomaganiem Ukrainie. Bo to się nie opłaca.
Inne dzieła Polaków z przeszłości też nam się w ogóle nie opłacały. Łupy zdobyte przez Sobieskiego na Turkach pod Wiedniem nie zrekompensowały z pewnością nakładów i strat. Nieopłacalne były też powstania, od kościuszkowskiego po warszawskie. Działania Solidarności w r. 1980 wydawały się kiepską inwestycją, przynajmniej w momencie wprowadzenia stanu wojennego.
W zasadzie żadne pomaganie nie opłaca się. Nawet pomagając własnym rodzicom czy dzieciom tracimy czas, energię i pieniądze. W rachunkach to się nie opłaca.
Kwestionowanie wartości pomocy Ukrainie jest zatruwaniem polskiego ducha, gaszeniem pięknej solidarności, jaka obudziła się w nas w czasie wojny w Ukrainie.
I na koniec. Pomagam, bo jestem człowiekiem.
Na zdjęciu – nasi wolontariusze w trakcie niesienia bezinteresownej pomocy uchodźcom z Ukrainy.