Kazanie na XIV Niedzielę Zwykłą
8 lipca 2012
Codziennie ktoś do nas mówi, od samego rana po noc. Z telewizora, radia, Internetu, przez telefon. Miliony słów, zdań, potok informacji. Przywykliśmy, że „mówi się”. Nawet nie wartościujemy czy mądrze, czy bez sensu, przyzwyczajeni jesteśmy do wibracji słów w naszych głowach.
Nie słuchamy jednak tego, co się mówi, nie mamy takiego nawyku. Sytuacja jest podobna do Wielkiego Ula, w którym słychać ogromnie wiele głosów, tworzących gigantyczne brzęczenie. Z tym, że w pszczelim ulu to wszystko ma sens.
Usłyszeć Jezusa. Nie tylko usłyszeć, ale i posłuchać, tzn. zdobyć się na posłuszeństwo Jego słowu. Bardzo trudna sprawa. Chrześcijaństwo jest posłuszeństwem wobec Chrystusa. A my stajemy na progu – nawet nie słyszymy Jego głosu. Najpierw trzeba nam usłyszeć Go, a potem krok dalej – być posłusznym. Tego zabrakło mieszkańcom Nazaretu w dzisiaj czytanej Ewangelii.
„Obyście dzisiaj usłyszeli glos Jego” – modlę się codziennie rano w Psalmie Wezwania (95). I dziś także, za siebie i za każdego z Was.
PS. Kazanie w wersji dźwiękowej na www.itinerarium.pl
LITURGIA SŁOWA
(Ez 2,2-5)
Wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi; potem słuchałem Tego, który do mnie mówił. Powiedział mi: Synu człowieczy, posyłam cię do synów Izraela, do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwili. Oni i przodkowie ich występowali przeciwko Mnie aż do dnia dzisiejszego. To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach; posyłam cię do nich, abyś im powiedział: Tak mówi Pan Bóg. A oni czy będą słuchać, czy też zaprzestaną – są bowiem ludem opornym – przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich.
(Ps 123,1-4)
REFREN: Do Ciebie, Boże, wznoszę moje oczy
Do Ciebie wznoszę oczy,
który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone
na ręce ich panów.
Jak oczy służebnicy
na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu,
dopóki nie zmiłuje się nad nami.
Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się, Panie,
bo mamy już dosyć pogardy.
Ponad miarę nasza dusza jest nasycona
szyderstwem zarozumialców i pogardą pysznych.
(2 Kor 12,7-10)
Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana, aby odszedł ode mnie, lecz /Pan/ mi powiedział: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.
(Łk 4,18)
Duch Pański spoczywa na Mnie, posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę.
(Mk 6,1-6)
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.