Piątek 8 stycznia 2021
Wiem dobrze, że życie lubi światło. I że nie przejmuje się „bestią ze wschodu”, jak nazwano nadciągające nad Polskę mrozy i śniegi.
Zaledwie dwadzieścia minut więcej światła na niebie – a tyle już go przybyło od najkrótszego dnia – wystarczyło, aby kruki rozpoczęły tańce godowe. Zmienił im się głos, żwawiej kołują nad lasami, polami i łąkami. Dostały sygnał od światła. Światła będzie coraz więcej przez najbliższe prawie pół roku.
Za krukami sposobią się do godów orły, a gęgawe (gęsi) też już powoli obierają kierunek północny i wschodni, za miesiąc będą skubać zielony rzepak na urodzajnych polach Polesia i Roztocza.
Nie wiem na ile mamy odwagę iść za światłem, które od czasu do czasu rozbłyska w naszych sercach. W hymnie, który odmawiam codziennie rano (kantyk Zachariasza) czytam o tym, że „nawiedzi nas z wysoka Wschodzące Słońce”. I chodzi o przestrzeń duchową. Błyska w nas jakaś nowa myśl, dobry zamiar, żywa wola, mocne pragnienie. I wtedy są dwie drogi. Pierwsza, idź za takim światłem, woła Cię Bóg. I jest druga droga, co tam kruki i orły, pośpię jeszcze trochę, i tak rozmijamy się ze światłem, które rodzi życie.