JAK CZĘSTO PISAĆ O MIŁOŚCI

Jak często można myśleć o miłości? Jak często można o niej czytać?

Sam nie wiem. Słucham opowieści o odchodzących nagle mężach, rzadziej żonach. O porzuconych w środku zimy „połówkach” (i do kogo tu się przytulać w takie mrozy?), a do wiosny i do bzów, i do majowych słowików, co sprowadzają miłość w trzy minuty, daleko.

Słucham o tym, że komuś już zwisa ta cała miłość „aż do śmierci”. Bo nie może ani dnia dłużej wytrzymać z „durną babą” albo z „głupim facetem”.

Bronię panów, kiedy im rozżalone panie zarzucają, że myślą tylko o „jednym”. Szybko dodaję, że o piwie i meczach także, więc to już trzy tematy do męskiego myślenia. Poza tym przynajmniej wiedzą, czego chcą, a kobiety – wiadomo – nigdy nie wiedzą, czego chcą. Bronię pań, kiedy panowie mówią, że to histeryczki wrzeszczące bez powodu, bo znam panów, którzy nawet nie wrzeszczą, tylko ryczą jak ranione jelenie (powód się znajdzie zawsze).

Ktoś już piętnaście lat nie kupował kwiatów. Ktoś inny nie gotuje ulubionej (męża) pomidorowej od roku. Ktoś przeklina wiersze miłosne, które uwiodły go przed laty. Ktoś inny wertuje Biblię, żeby udowodnić, że druga żona przytrafiała się nawet herosom – „Taki Dawid, na przykład!:”

Jak często pisać o miłości? Jak często o niej czytać można? Sam nie wiem.

Itinerarium , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.