Jeszcze migawka z klasyki kabaretu. Protest związkowców w biurze słynnego już lubelskiego posła JP.
Wczoraj wieczorem widziałem, więc wam napiszę. Stu policjantów, również szturmowych, policjantki, ze dwadzieścia samochodów policyjnych, mniejszych i większych, tuż pod moim kościołem. Aż mi ciary przeszły, wróciły obrazki z lat osiemdziesiątych. Myślę, będzie ostro.
A było jak z flakami w oleju. Pierwsze flaki to związkowcy. Na bodaj dziesięciu, siedmiu było „zawodowych”, tzn. takich, których się obwozi po Polsce, aby tu i ówdzie zajęli jakiś lokal i protestowali. Pozostałych trzech, lokalnych, też z Sierpnia 80, ale mało przaśnych.
Protestowali chyba w sprawie stoczni, choć wyglądali na takich, co z morzem mają tyle wspólnego, że kiedyś grali w statki. Czemu protestowali w Lublinie, gdzie nie mamy statków, jedynie parę łódek? Nie wiem, pewnie dlatego, że poseł JP ma jacht, przynajmniej mieć powinien, bo gość nadziany.
Policja weszła do biura posła, a dzielni związkowcy zaśpiewali hymn narodowy i pozwolili się pokornie wyprowadzić. Śpiew był blady, nikły i barani. Nie poszła żadna szyba, żadne krzesło, nawet coś co jest w klasyce oporu – szczepić się rękami przed interwencją policji – nie wyszło. Za to od początku do końca dzielni związkowcy pozowali do kamer i mikrofonów. Potem wsiadali bez oporu i z uśmiechem do wygodnych osobowych aut policji i jechali zeznawać.
Policja też flaki w oleju, nie sięgnęli po pałki, kajdanki czy tarcze. Ot taka, zabawa. Oni zajęli biuro, policja poprosiła o opuszczenie, więc wyszli. Jak gnojki, co się bawią nawet nieźle.
Błazenada. Potem, jak twierdził znajomy, związkowcy wyjdą z komisariatów, pójdą do nocnego baru, wypiją po parę piw, a potem rannym pociągiem pojadą zając jakieś inne biuro.
Flaki z olejem, demokracja. Nikomu nie chodzi o nic.