Sobota 11 listopada 2023
Od lat świętuję alternatywnie 11 listopada, nie chadzam – bo nie muszę – na obchody oficjalne. Zwykle są nudne, patetyczne, momentami smutne i napuszone. Tak, jakbyśmy nie umieli się cieszyć z niepodległości, jeszcze do tego „My, pierwsza brygada …”. Dzień 11 listopada, jako święto niepodległości nie jest moim zdaniem dobrym pomysłem, ustanowił go polski sejm dopiero w r. 1937, cytuję – „Jako rocznica odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu państwowego i jako dzień po wsze czasy związany z wielkim imieniem Józefa Piłsudskiego, zwycięskiego Wodza Naczelnego w walkach o wolność Ojczyzny – jest uroczystym Świętem Niepodległości”. Wielkość Piłsudskiego doceniam, ale pamiętam przecież, że w istocie ostanie lata jego „panowania” to była dyktatura, niestety z ofiarami śmiertelnymi. Można znaleźć lepszą datę?
Udało się to w przypadku Dnia Wojska Polskiego, 15 sierpnia jest znakomitą datą, choć dodałbym jeszcze i 15 lipca, wtedy mielibyśmy zarówno chwałę zwycięstwa nad ruskimi jaki nad Niemcami (oni sami twierdzą, że w 1410 to nie byli Niemcy tylko Krzyżacy!)
Co ze Świętem Niepodległości? Ze swojego życiorysu pamiętam i Sierpień 1980 i 4 czerwca 1989, ale to nie przejdzie. Bardzo mnie raduje 3 maja, to pochwała polskiego rozumu i wielkiej wyobraźni. W grę wchodzi jeszcze Sierpień 1944. Może coś dorzucicie.
Przyznaję też, że mam dysonans odnośnie polskiego hymnu, o ile melodia jest skoczna i wesoła, znaczy się mazurek (mazur chyba?), o tyle tekst pachnie archaizmami i poparłbym ideę rozpisania konkursu na lepszy. Józef Wybicki, autor tekstu, niewątpliwie poetą wybitnym nie był, pisał zaś hymn w Lombardii, gdzie jak wiadomo dobrego wina nie brak.
Miałem kiedyś pouczającą i zabawną historię, byłem na przyjęciu polsko – amerykańskim. Oczywiście, Polacy już po kilku toastach odśpiewali „Jeszcze Polska …” Jeden z moich amerykańskich znajomych poprosił, abym mu przetłumaczył słowa. I się zaczęło, że „z ziemi włoskiej do Polski”, że „dał nam przykład Bonaparte”, jakoś jeszcze próbowałem wybrnąć, ale przy Czarneckim i szwedzkim zaborze wymiękłem. Po co nam w hymnie makaroniarze, żabojady i blondyni ze Skandynawii? Gość z USA wysłuchał i skomentował:
– Hm, interesting, interesting …
Tej formuły używają goście z zagranicy, którzy nie rozumieją o co chodzi, ale nie chcą urazić gospodarzy.
Po „Jeszcze Polska” razem z rodakami zaśpiewaliśmy „Szła dzieweczka do laseczka …” Znowu tłumaczyłem gościowi z Teksasu o czym nucimy. I wtedy on się rozpromienił i od razu:
– Amazing! Amazing!
I zaczął wyjaśniać, że w jego stanie też są dzieweczki („funny girls”) oraz lasy („forest”), a także jacyś myśliweczki („cowboys”). Ufff, nie wypadliśmy źle.
Ponieważ w Polsce panuje zasada, że ma być jak jest, bo jest jak ma być, słów hymnu nie zmienimy, szkoda.
Świętuję 11 listopada alternatywnie, pomodlę się z siostrami i braćmi bezdomnymi, za nich i za umarłych spośród nich. Wcześniej zaczniemy przymiarkę do remontu nowej jadłodajni dla nich, w Lublinie. To jest moja Polska, nie ta od Pierwszej Brygady czy nawet Dzieweczki spacerującej do laseczka. Tylko ta głodna, bez domu, schorowana, bezradna, czasem pijana. No ale przecież moja! Ukochana!
