Środa 2 sierpnia 2023
Bajek tu nie piszę, a historię dzisiejszą znam z dwóch źródeł, choć minimalnie różniących się, może ktoś z Was pomoże w identyfikacji dokładnego miejsca opisywanych wydarzeń.
Rzecz działa się w latach 70-tych ub. wieku na terenie bądź Białorusi bądź Ukrainy. W pewnej wsi (wg jednego źródła gdzieś pod Żytomierzem) końca życia dobiegał proboszcz, bardzo lubiany przez swoich parafian, wiedział, że nie będzie miał następcy. Władze sowieckie zwykle nie zgadzały się na obsadę parafii, jeśli umierał proboszcz.
Proboszcz umierał na dwa miesiące przed Wielkanocą, świadom, że idą Święta zakonsekrował większą ilość hostii (w innej wersji duży pszenny chleb) i polecił kościelnemu wydać tę komunię świętą wiernym w dzień święta zmartwychwstania. Po czym spokojnie odszedł do Pana Boga.
Tuż przed Wielkanocą parafianie zebrali się w kościele, ale już bez księdza. I zaczęła się dyskusja – Jak to? Przyjąć Pana Jezusa do brudnych serc? Jak przyjąć komunię bez spowiedzi? Wówczas jeden z chłopów (w innej wersji najstarszy) podszedł do prezbiterium, w walonkach (w jednej z wersji), wziął duży stary krucyfiks i wstawił go do konfesjonału. Nie ma księdza to będziecie się spowiadać samemu Panu Jezusowi! I wszyscy podchodzili do konfesjonału, wyznawali swoje grzechy po cichu i sami naznaczali sobie pokuty. „Wcale niemałe”, jak głosi jedna z wersji. Piękne, prawda?
Przy czym, od razu proszę, aby nie pisać tu komentarzy o spowiedzi, temat dziś modny i dyskutowany, głównie jednak przez „internetowych teologów”. Bo nie chodzi mi tu o kwestię spowiedzi. Chodzi o przykład wiary. Wiary i chłopskiej zaradności.
I jeszcze, przypomnę, wkrótce pierwszy piątek miesiąca!