Wtorek 1 sierpnia 2023
Czasami trzeba się bić. Chwycić za karabin. I strzelać do wroga. I za to się idzie do nieba. I taka jest opowieść o Powstaniu Warszawskim. Okupacja niemiecka, aresztowania, tortury, rozstrzeliwania, łapanki, deportacje, wyroki przez powieszenie w miejscach publicznych. Tego już było dość. Trzeba było powstać. Powstać!
Z drugiej strony spokojne stoliki Stalina, Roosevelta i Churchilla, przy których dawno ustalono gdzie będzie Polska i że nikt nie będzie za Warszawę umierał. To też wiedzieli polscy przywódcy na uchodźstwie. Więc jak powstańcom chwała, tak politykom na pohybel.
Podziwiam walczących Ukraińców, wierzą, że biją się za świętą sprawę. Obawiam się tylko, że wkrótce tę świętą sprawę politycy obrócą w jakieś traktaty, z których okaże się, że nie warto było krwi przelewać.
Rażą mnie politycy przy obchodach kolejnych rocznic Powstania. Po pierwsze dlatego, że te obchody są koszmarnie nudne, napuszone, płaczliwe i smutne. Marzy mi się Parada Zwycięzców, z wiwatami, hucznymi brawami i feeriami kwiatów rozrzucanych z samolotów na cześć Powstańców. A tu paplanina, wieńce, wiązanki, werble i wypinanie torsów. I to smażenie ostatnich powstańców na słońcu, naprawdę godniej byłoby zaprosić ich na lody i kawę. Wtedy cierpieli i teraz jeszcze muszą.
I co z tego Powstania dla nas? Strzelać nie musimy, uciekać kanałami i rzucać butelek z benzyną. Musimy jednak mówić prawdę, w zgodzie żyć z innymi, szanować każdego, zwłaszcza ubogiego i służyć bliźnim tak gorąco jak tylko umiemy.