Sobota 30 lipca 2022
Wojna. Zatem są czołgi. Samoloty. Bomby. Armaty. Haubice. Karabiny. Kule. Miliony ton śmierci.
Są fronty, bitwy, potyczki, ataki i kontrataki, szturmy i odwroty, zażarte walki i ciche pierzchanie. Są naloty i zbieganie do schronów, zniszczone domy, ulice, spalone samochody.
Ktoś zdąży zrobić zdjęcie, film, wrzuci do sieci, potem mądrzy eksperci postarają się wyjaśnić albo zaciemnić o co chodzi. I my to łykamy.
Przede wszystkim, to chcę przypomnieć, są ludzie. Mężczyźni i kobiety. Ich żony i mężowie. Ich dzieci i wnuki. Sąsiedzi, znajomi, koleżanki i koledzy z pracy, z ławki szkolnej i ze studiów.
Myślę dzisiaj o ludziach. O ludziach z Ukrainy. Tych walczących. Tych opłakujących zmarłych. Tych, w których żyje nadzieja. I myślę o ludziach z Rosji. Tych strzelających i zabijających, bo wykonują rozkazy. Tych, którzy też grzebią swoich synów poległych bez sensu.
Myślę o ludziach. O Polkach i Polakach. Tych, którzy jechali do granicy, przygarniali rodziny ukraińskie. Którzy dali pieniądze, czas, mieszkania i domy.
Wojna sprawdza czy jesteśmy ludźmi. I jakimi jesteśmy ludźmi. Mam wielką radość i przywilej, że spotykam ludzi, którzy tworzą Republikę Solidarności. Na przykład Jana z Kijowa.