Poniedziałek 6 czerwca 2022
Z coraz większym zażenowaniem obserwuję stanowisko Zachodu wobec Ukrainy. Nasilają się głosy wzywające do jak najszybszego zakończenia wojny i podjęcia negocjacji. I co, negocjować? Wyobraźmy sobie, jakiś intruz wpada do naszego domu, bije nas i domowników, kradnie i gwałci, próbujemy się bronić, przegonić napastnika a nasi sąsiedzi spieszą z radą – „Lepiej porozmawiajcie, pogódź się, jest silniejszy…”
Jeśli Zachód nie zapobiegnie rozbiorowi Ukrainy – a może, choć ekonomicznie mu się to nie opłaca – straci podstawy do obrony swoich wartości, skoro można naruszyć granice jednego państwa, to dlaczego i nie następnych? Ukraina de facto (choć nie de iure, bez traktatów) weszła do Europy, ma takie same prawa do niezależnego istnienia jak wszystkie inne państwa. Jeśli Zachód nie pomoże jej w utrzymaniu niezależności, to jego własna niezawisłość też nie jest wartością, której trzeba bronić.
Wojna w Ukrainie stworzyła szansę odnowy uniwersalnych wartości na Zachodzie, mam na myśli solidarność, braterstwo, równość, wolność, sprawiedliwość, prawa człowieka i prawa narodów. Wartości te wynikają zarówno z Ewangelii jak i z twórczych poszukiwań prawych i uczciwych ludzi. W całym harmiderze przywódców Zachodu cicho jest o tych wartościach, głośno zaś o stratach ekonomicznych. Szefowie wielkich europejskich państw, od Paryża przez Rzym, Madryt, Budapeszt i Berlin, przejdą do historii jako marni kunktatorzy, chciwi kombinatorzy choć mają szansę zostać mężami stanu.
Wiem, że to, co myślę i głoszę, nie ma szans w starciu z paplaniną wszystkich „wielkich” przywódców, ale jest to mój głos niezgody wobec upadku wartości Zachodu. To głos niezgody przeciwko przehandlowaniu Ukrainy a z nią i solidarności, braterstwa czy sprawiedliwości.