Poniedziałek 4 kwietnia 2022
Coraz ładniej robi się na naszym niebie, a polubiłem je wczoraj bardzo mocno. Swietlana dotarła do Lublina po kilkudniowej ucieczce z jednego podkijowskich miasteczek, tam dostawała już małe codzienne porcje ryżu i chleba. Modliła się o ocalenie, wreszcie nadarzyła się okazja, aby wyjść korytarzem humanitarnym, otwartym na dwa dni przez Rosjan.
Najpierw oszołomił ją most na rzece Teterew, który dobrze znała, a właściwie jego ruiny, po raz pierwszy w życiu szła po prowizorycznym, chybotliwym moście z desek. Jej mostu, który znała od dzieciństwa już nie ma.
Już w Kijowie weszła na chwilę do sklepu przy piekarni i zobaczyła po dwóch tygodniach chyba ze trzy gatunki różnych chlebów. W zasadzie sam widok już ją nasycił.
Trzeciego dnia w Polsce odkryła niebo, a na nim kołujące spokojnie ptaki. I wtedy zrozumiała, że od 24 lutego bała się spoglądać na „swoje” niebo pod Kijowem, bo z niego spadały rakiety, spalające okoliczne wsie, w końcu i jej miasteczko.
A ja pomyślałem, że są różne nieba nad nami, bezpieczne i śmiertelnie groźne. I choć rozumiem dlaczego wszystkie NATO, UE, USA oraz im podobne siły nie zamykają ukraińskiego nieba dla ruskich bombowców, rozumiem ale zupełnie się z takim scenariuszem nie zgadzam. Dlaczego niebo Swietlany zsyła śmierć? A my tylko widzimy takie sceny na ekranach naszych monitorów? I taka myśl, jeszcze, przecież na naszym na razie bezpiecznym niebie, kiedyś też zamiast ptaków mogą rozkołysać się złowrogie drony.