KAZANIE NA NIEDZIELĘ 3 KWIETNIA 2022
To, co się dzieje obok nas, w Ukrainie i to, co widzimy patrząc na ceny, już budzi niepokój. Nic nie wskazuje, że miałoby być lepiej w najbliższym czasie, realnie oceniając będzie nam trudniej. Będzie trudniej i gorzej, niemal pod każdym względem. A przynajmniej tak będziemy oceniać swoją sytuację bo w ostatnich latach było nam coraz lepiej. Warto porzucić złudne mniemanie, że wkrótce wszystko wróci do normy, że ta wojna i drożyzna, to chwilowe zaburzenia. Nie, weszliśmy w długi proces pogarszania, nie sposób dobrze przewidzieć jak głęboko sięgnie to pogarszanie się i kiedy zacznie się polepszać.
Czy możecie sobie wyobrazić, że staniemy w kolejkach po chleb i że dla ostatnich może go zabraknąć? Jeśli tak się zadzieje, to dla mojego pokolenia, pamiętającego komunizm i stan wojenny to nic nowego, tym bardziej dla tych, którzy żyli w czasie stalinizmu czy wojny. Gorzej dla pokoleń znających tylko hossę.
Mogę się wymądrzać, bo wiem, że historia to pasmo hoss i bess, (myślę o tzw. poziomie życia) i że spodziewałem się tej już obecnej i przyśpieszającej bessy. Ostatecznie przyjmuję to spokojnie, a nawet z nadzieją, o czym zaraz.
Najpierw ostrzeżenie. Kiedy jest nam gorzej, szukamy winnych. I będziemy mieli pod ręką Ukraińców, boję się, że po ten prosty argument sięgną politycy i pociągną za sobą tłumy lubiące jednoznaczne i proste wnioski. W naszej historii szczególnie Żydzi byli winni wielu klęskom, w to wierzyła niekiedy większość Polaków. Ich miejsce mogą zająć Ukraińcy.
A drugie ostrzeżenie, jeśli jest nam gorzej, to pod ręką mamy stały repertuar winnych – rząd i politycy, Kościół i księża, Unia Europejska, dodatkowo Putin teraz. I prawda, każdy z tych podmiotów ponosi trochę winy za pogarszanie się naszego poziomu życia.
Uwaga, teraz mi się oberwie, trudno. Najbardziej winni temu procesowi pogarszania jesteśmy my sami. Tak, dobrze jest obwiniać wszystkich dookoła, byleby nie wskazać na siebie samych. Do wszystkich winnych Polacy dorzucają jeszcze niezmienne rozczarowanie pogodą i ciśnieniem. Trochę przypomina mi to strategię alkoholików, którzy piją dlatego, że żona zła, że dzieci wredne, że nikt ich nie lubi, że praca była za ciężka, że policja mandaty wlepia, że teściowa gada i że wreszcie życie jest do d… Gdyby wszystko było inne, to oni by nie pili.
No to dobrze, ale prawda jest inna, to my wychowaliśmy i wybraliśmy polityków, to z naszych rodzin pochodzą biskupi i księża (Boże, wiem, że moja rodzina to czyta!), to my kogoś tam delegowaliśmy do Brukseli i Strasburga, wreszcie prażyliśmy ciała na Majorkach bez pamięci o morderczych wyczynach Putina od ponad 20 lat.
I na koniec, w czym znajduję spokój i nadzieję. Spokój w tym, że mam chleb i smalec, bardzo je lubię, nauczyłem się już – za św. Pawłem – że umiem „biedę znosić i obfitować”. Owszem jadałem w Wersalu, chyba były to krewetki, ale zawsze smakuje mi bardziej ten polski chleb ze smalcem. Poza tym pamiętam opowieści moich wileńskich dziadków, przegonionych przez Stalina, którzy tygodniami w pociągu na Pomorze, jedli trzy razy dziennie ten smalec, czasem z cebulą. Ja wytrzymam, ale te generacje z KFC, McDonald’s i Pizza Hut?
A nadzieja? Nadzieję już dawno ulokowałem w Chrystusie. On z martwych powstał, wierząc w Niego i próbując iść Jego śladami, ja też z martwych wstanę. Wszystko inne to mało istotne sprawy i sprawki.
I jeszcze ta dzisiejsza Ewangelia, uwielbiam tę scenę. Zauważcie, że nie jest to przypowieść, to zapis konkretnego zdarzenia, spotkania Jezusa, kobiety i wzburzonego tłumu. Może skrótowy zapis wielu podobnych spotkań. Jak ważny jest człowiek, nawet ten potępiany przez większość, odrzucony, postawmy się na chwilę w miejscu tej dziewczyny, co czujemy? No i postawmy się w miejscu kogoś z tłumu, tłumu, który ma w rękach kamienie, zaraz mają polecieć na tę dziewczynę. Tłumu, który zaraz może zacząć rzucać kamienie na Ukrainki i ich dzieci, bo jest nam coraz gorzej.
I za tydzień palmy w naszych rękach a potem rezurekcje o świcie i jajka na śniadaniach, z żurkiem chyba. I Alleluja! Jeśli wierzymy w nasze z martwych wstanie, to możemy z radością krzyknąć – „Jest nam gorzej! Mamy tylko po pół jajka i ledwo co żurku w talerzu! Co tam! Alleluja!”
Ewangelia
Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: