Piątek 18 lutego 2022
Niepewne czasy stają się coraz bardziej niepewne, w naszej części świata – która zresztą jest dość marginalna z punktu widzenia wielkich potęg – do covidu i podwyżek wszystkiego dołącza jeszcze pomruk rosyjskiego niedźwiedzia, tym razem w osobie Putina (a wcześniej nosił imię Leonida, Józefa, Włodzimierza, a jeszcze dalej sięgając Piotra i Katarzyny). Zawsze w chwilach realnego albo tylko wyobrażanego sobie zagrożenia, mamy kilka wyjść.
Opowieść o tonącym statku teraz, wielka woda wlewa się na pokład, wybucha panika wśród załogi i pasażerów, co robić? Większość liczy na mądrość kapitana albo jego zastępcy i nic nie robi, jakaś część otwiera manierki z rumem i zapija, jedynie paru narwańców – z pozoru – bierze wiaderka, miski, konewki, dzbanki a nawet kubki i litr po litrze wyrzuca słoną wodę za burtę, tam gdzie jej miejsce. Przychodzi ranek następnego dnia, o dziwo, statek płynie, większość budzi się z radością i pewnością, że ktoś zapanował nad tragedią, druga partia, ta od rumu, budzi się trochę później i także z radością, otwiera nowe butelki z rumem, tym razem czczą po swojemu ocalenie. I ta ostatnia grupka, narwańców z miskami i kubkami, o nich na końcu wpisu.
Pierwsze, podejście do trudnych sytuacji, jakże często przyjmowane, polega na rezygnacji. Nic tu ode mnie nie zależy, na nic nie mam wpływu, co ja, mały człek zrobić mogę wobec pandemii, drożyzny i wielkiego niedźwiedzia, będzie co będzie i ma być. W ten sposób oddajemy wszystkie sprawy w ręce … No właśnie, w czyje? Tego nie wiemy – i czasem nawet wiedzieć nie chcemy – bo wszak nie sposób poznać sieci powiązań politycznych, gospodarczych i personalnych, które decydują o naszym losie.
Drugie podejście, z rumem w tle, dzisiaj też popularne, to ucieczka w świat nierealny. Owszem nadal zapewnia ją rum i jego wcale niemałe rodzeństwo, bardziej jednak dzisiaj wszelkie dragi (narkotyki), a najbardziej Internet. Tak, w Internecie można znaleźć miejsca bezpieczne, piękne i nie zagrożone przez wirusa, wielkie ceny i jakiegokolwiek niedźwiedzia, chyba, że w skórze instagramowej.
I trzecia kwestia, ci narwańcy, całą noc z miskami, wiaderkami i kubkami wylewali słoną wodę, gdzieś nad ranem zobaczyli, że morze się uspokaja, a wody na pokładzie jest coraz mniej, coraz mniej, w końcu gdy słońce wychynęło zza horyzontu łajba była już uratowana. Narwańcy krzyknęli Hurra! I pobiegli z tą wieścią do kapitana i jego zastępcy. O, cholera, jak to? Zastępca szefa śpi w najlepsze, może ma cukrzycę? A sam kapitan właśnie opróżnia resztki sporego antałku z arakiem i wali się na koję, żeby w końcu trochę pospać.
Nie wiem, gdzie się odnajdujecie, pośród rezygnatów, uciekinierów czy może narwańców. Jeśli chodzi o mnie, to mam jeszcze kilka wiaderek, chętnie oddam w silne ręce, sam macham jednym wytrwale.
I jeszcze jedna rzecz, bardzo pewna. Kapitan ma w d/n … – tu proszę wpisać dowolną część ciała zaczynającą się do tych liter – wielką wodę na pokładzie. Jego zastępca, jak się okazuje, jeszcze nie wie, gdzie jest ster.
Siostry i bracia, do wiader, misek, konewek i kubków! Sami, razem, damy radę!