MIŁOŚĆ Z WIATREM NIE PRZEMIJA

Na Walentynki 14 lutego 2022 poniedziałek

Przy ulicy Pstrowskiego w Lublinie był kiedyś taki punkt sprzedaży biletów do wszystkich kin w mieście i tam właśnie odstałem w kolejce chyba ze dwie godziny. Po to, aby obejrzeć, a jakże, „Przeminęło z wiatrem”, prawie cztery godziny przed ekranem i żadna część ciała nie rwała się do protestu. No, ale Pstrowski i kino Kosmos, przeminęły z wiatrem, choć może kino akurat z deweloperem. Tak, to przeminęło, ale czy może i to, co jest w „Przeminęło z wiatrem” najpiękniejszego, także nie przeminęło z wiatrem?

Piszę w Walentynki, świadom, że wiele rzeczy się zmieniło i że mogę w związku z tym mylić się. Stawiam więc nieśmiało tezę, że dzisiaj miłość jest mniej wierząca niż kiedyś, że stała się bardziej wykalkulowana, mniej chce ryzykować i jakby stawała się nieobecna. Może silniejsze są pieniądze, zabawa i cwałująca nietrwałość?

Zacząłem to obserwować pod koniec poprzedniego wieku, była taka historia, że przyszła para ślub zgłosić, ona prawie pani mecenas, on rokujący ekonomista, wszystko podpisali i w ogóle byli śliczni. Tylko potem pani mecenas wypaplała koleżance, a ta następnej, aż i do mnie doleciało, że, „To pierwszy mój ślub”. Tak też i było. Wyczuwałem, że kończą się czasy „Ty i tylko Ty i nikt inny”.

Przy czym, zaznaczam, że znam takie sytuacje, kiedy ta pierwsza miłość była niemiłością, a druga – i za nią ślub drugi – jest i większa od pierwszej i pełna szczęścia.

Może też ze względu na upływające lata, przekonuję się, że każda  miłość jest najlepszym śladem do Pana Boga. Bo czytam i wierzę:

 Umiłowani, miłujmy się wzajemnie,
ponieważ miłość jest z Boga,
a każdy, kto miłuje,
narodził się z Boga i zna Boga.
 Kto nie miłuje, nie zna Boga,
bo Bóg jest miłością. (1 J 4).

I na koniec historia bardzo prawdziwa, z ul. PKWN w Lublinie, notabene też z wiatrem przeminęła ta ulica i stała się znów Głęboką. Tam to się działo, może w dwa lata po filmie, nie dalej.

Bohater, Stanisław, jest dziś szefem poważnej organizacji, obywatelem cieszącym się w Lublinie „uznaniem i poważaniem”, i słusznie. Ma w swojej historii miłość czerwcową. Najpierw było Zakochanie, banalna historia. Niebanalna dlatego, że Alicja nijak i niczym nie dawała się przekonać do wzajemności. Mieszkała z koleżanką na stancji, na drugim piętrze w bloku, gdzie wszyscy bardzo interesowali się wszystkimi, poza samymi sobą.

Stanisław deklarował swoje najgorętsze uczucia przez wiele miesięcy, zapraszał do kina i teatru, pisał i wysyłał listy, podrzucał upominki wprost i przez znajomych, wyciągał dziewczynę na spacery, zwierzał się z najskrytszych marzeń, tworzył wiersze i poeme en prose. I nic. I nic!

Jednego wieczoru, po kolejnym odrzuceniu, Stanisław wracał do domu, w nastroju zbitego psa. Po drodze mijał wielki miejski klomb z różami. Poszedł do kumpla, pożyczył duży stołowy nóż, skosił na klombie wszystkie kwiaty, na pewno ponad dwieście. Wracał na klatkę schodową kilka razy, aby przetransportować róże. Pięć zatknął za klamką, a resztę ułożył na schodach od drzwi Alicji aż po parter, długi łańcuch czerwonych, pełnokrwistych róż. Skończył swoją ciężką pracę około pierwszej w nocy. Nacisnął trzy razy dzwonek do mieszkania i poszedł sobie.

Alicja z koleżanką przez dwie godziny zbierały kwiaty. Do wazonów, misek, słoików, w końcu umieściły je też w dwóch wiadrach, zlewozmywaku i wannie. Sąsiadki z piętra obudzone hałasem miały temat do gawędzenia aż do listopada.

No jak się to skończyło? Oglądaliście oryginalne „Przeminęło?”. No to już wiecie!

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.