Czwartek 10 lutego 2022
Jedenaście lat temu to też był czwartek, zaraz po osiemnastej telefon chyba z Warszawy, w Rzymie zmarł Arcybiskup Józef Życiński. W drodze do siedziby metropolitów lubelskich komentuję ma gorąco, o ile pamiętam Monice Olejnik, ale co można mądrego powiedzieć w kilka chwil po informacji o śmierci kogoś ważnego i bliskiego. Niewiele, same banały, może tylko, że żal, smutek, że szkoda.
Po latach próbuję jakoś nazwać doświadczenie służby Arcybiskupowi. I tak, jak w tytule, myślę, że był Przyjacielem Prawdy, a Prawdą ogłosił siebie przecież Chrystus. Z tego powodu Arcybiskup nie jest ulubieńcem współczesnej kultury, ta woli sensację, szok, wzmożenie emocjonalne i prymat pieniądza. Skromny zasób konta Arcybiskupa, który odziedziczyła archidiecezja lubelska dowodzi, że przyjaźń z prawdą w Jego wydaniu, opróżniała Mu skutecznie kieszenie. Czasami przy moim pośrednictwie. Wtedy wspomagały jakąś czeczeńską rodzinę, ubogą studentkę z Azerbejdżanu, samotną matkę z dziećmi zwolnioną z upadającego FSO albo panią Krysię z ulicy Zamojskiej w pobliżu kurii, która z jakichś powodów nie dostała emerytury.
Oczywiście, Arcybiskup był kontrowersyjny w swoich wypowiedziach, ale nie aż tak jak Pan Jezus, którego wiadomo jak odprawiono z tego świata. Ewangelia mówi jednak, że „po owocach” mamy poznawać przyjaciół Pana Jezusa. Arcybiskup Józef był Przyjacielem Prawdy, Pana Jezusa. Tak twierdzę, jako skromny świadek Jego czynów.