MISTYCY PIJĄ PIWO ALBO WINO

Wtorek 1 lutego 2022

Otworzyłem wczoraj na chwilę „Siedmiopiętrową górę” Tomasza Mertona, tak uczciłem 107 rocznicę jego urodzin. Nie musiałem czytać czegokolwiek z jego przeobfitej twórczości, bo wszystko przeczytałem, nawet „Dzienniki”, które jeszcze w całości nie zostały przetłumaczone – szkoda – na język polski.

W ogóle radziłbym Wam wszystkim, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście z różnych ważnych powodów, czym prędzej znaleźć „Siedmiopiętrową górę” a także „Zapiski współwinnego widza” autorstwa Mertona. Znajdźcie też „Złotą Nić” Bede Griffitsha, mnie otworzyła i oczy i serce.

Wracam do Mertona. Otóż w dzień po jego śmierci (8 grudnia 1968 r.), przełożony w opactwie Gethsemani (Kentucky, USA) wysłał do  celi mnicha któregoś ze współbraci trapistów z poleceniem przyniesienia rzeczy zmarłego. Zakonnik wrócił i zameldował, że nawet trzech ludzi nie przyniesie wszystkiego. Okazało się, że dopiero mała zakonna furgonetka pomieściła zapiski ojca Ludwika.

Tomasz Merton, w zakonie Ojciec Ludwik, zginął tragicznie 10 grudnia 1968 roku w Bangkoku, wskutek przebicia prądu w wentylatorze. Poleciał do Azji na konferencję mistyków chrześcijańskich i buddyjskich. Nie będę się silił na przytaczanie jakichkolwiek cytatów z wielotomowej twórczości Mertona, każde niemal jego zdanie warte jest zacytowania. Lektura „Siedmiopiętrowej Góry” i „Zapisków”  (przynajmniej tych dwóch tytułów) pozwala zachwycić się światem, życiem, człowiekiem i Panem Bogiem. Są książki, które zasiewają w sercu pokój, cichą radość, ochotę do życia i rozpalają pragnienie miłości. Dzieła Mertona zaliczane są do klasyki współczesnej literatury mistycznej a on sam uważany za bodaj najwybitniejszego mistyka XX wieku.

A jak mistyk, wybitny i uduchowiony, zachowuje się w codziennym życiu? Zapamiętałem wspomnienie pewnej dziennikarki, która przybyła do klasztoru, aby zrobić wyjątkowy wywiad z mistrzem. Weszła do rozmównicy (miejsce gdzie w klasztorach można przyjmować gości) i zobaczyła Mistrza pochylonego nad gramofonem. Doleciały do niej dźwięki „P.S. I love You”, popularnego wówczas przeboju The Beatles. Zdziwiona zapytała jak może słuchać takiej płytkiej i beznadziejnej muzyki, przecież to grają we wszystkich stacjach radiowych. Merton spokojnie odpowiedział, że zawsze chciał coś takiego napisać, że to mistyka najwyższej próby.

Henri Nouwen, inny wielki myśliciel i znakomity pisarz  z dziedziny duchowości umówił się telefonicznie z Mertonem na rozmowę o meandrach wtajemniczeń mistycznych. Nie wiedział jak wyglądał Mistrz (były takie czasy, że nie działała wyszukiwarka a i telewizja była rzadkością, zresztą trapiści nie byli jej bywalcami), przyleciał na spotkanie specjalnie z Europy do opactwa Gethsemani w środku USA. Wszedł do rozmównicy i zobaczył, że jakiś mnich siedzi w kuckach na podłodze i popija piwo z puszki. Zagadnął czy może poprosić Ojca Ludwika. Zakonnik wstał, otrzepał habit i wystrzelił: „Henri? To ty? Napijesz się piwa? Trochę mi jeszcze zostało …” Przybysz chwilę musiał ochłonąć po czym dokończył puszkę. Jak wspominał po latach, w zasadzie dwaj pisarze duchowi mogliby przy spotkaniu robić tylko jedną lepszą rzecz niż picie piwa. Byłoby to … picie wina, które Nouwen bardziej cenił.

Ktoś, kto ma żywą więź z Bogiem, kto doświadczył Jego Narodzenia, z równym namaszczeniem śpiewa psalmy w oficjum zakonnym co słucha Beatlesów i pije piwo. Bóg stał się człowiekiem i uświęcił wszystko, co ludzkie.

Nie dane mi było poznać Tomasza Mertona twarzą w twarz – choć jego Gethsemani odwiedziłem –  czuję jednak, że znamy się osobiście. I to nie tylko dlatego, że słucham Beatlesów i pijam czasem piwo. Staram się, jak Tomasz, jak wielu z nas, jak najmocniej wierzyć w żywą i bliską obecność Boga, przy nas i w nas samych.

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.