TO KIEDY ZNIESIEMY CELIBAT?
Czwartek 14 października 2021

Jeden z moich przyjaciół – sorry Andrzej – chciałby, aby to nastąpiło najdalej jutro. Ale po kolei.

Najsmutniej jest obecnie w Bydgoszczy, Drohiczynie, Elblągu i Łowiczu. Najsmutniej pod względem liczby chętnych do kapłaństwa. W powyższych diecezjach nikt się nie zgłosił. Nie za wesoło jest w Ełku, Siedlcach, Toruniu, Włocławku i Zamościu-Lubaczowie. Tam ledwo jeden albo dwóch pojawiło się w murach seminaryjnych. Do dziewiętnastu zakonów męskich także nikt chętny się nie zgłosił. W Lublinie kandydatów jest 10, jednak warto pamiętać, że raczej nie wszyscy dotrwają do święceń. W skali kraju liczba nowych kleryków wyniosła 356 i spadła w porównaniu do ub. roku o 20%.

Padają propozycje, aby jakoś zaradzić tym spadkom. W najostrzejszej formie mówi się o konieczności zniesienia celibatu – w prawosławiu i u grekokatolików jest on dobrowolny, u protestantów bardzo rzadko spotykany. Przychodzi  mi na myśl zabawna nieco historia z czasów seminaryjnych, jeden z kolegów, rzymski katolik przez pierwsze trzy lata, oświadczył nagle, że jednak będzie grekokatolikiem. Na początku dziwiliśmy się wolcie, ale kiedy zobaczyliśmy przepiękną czarnowłosą Olgę, uznaliśmy że przyczyna zmiany jest oczywista i nawet godna pochwały. Jakby takich Olg było wtedy więcej, obawiam się, że mogłoby dojść do licznych konwersji.  

 Obecne nastroje są anty – celibatowe, ale to jeszcze nie powód by przyznawać im rację, pamiętacie jakie nastroje panowały na Golgocie przy egzekucji Jezusa, zatem nastrojom poddawać się należy ostrożnie albo wcale. Antyklerykalizm towarzyszy od początku chrześcijaństwu, jest także okresowo obecny w innych religiach.

Dość prostym krokiem jest też obwinienie biskupów za ten stan rzeczy, może i jest tu jakaś słuszność ale winno się przeprowadzić odpowiednie badania, aby tezę udowodnić. Na pewno wiele do życzenia pozostawiają tzw. akcje powołaniowe, zwykle nudne i  patetyczne, często przypominające rekrutacje do firm.

Powołanie do służby Chrystusowi i ludziom jest tajemnicą, wiem to po sobie. Poza wymiarem tajemnicy jest jednak kilka innych, bardziej wymiernych czynników. W moim przypadku był to zachwyt Ewangelią (do dziś) i chęć dzielenia się nią, co oczywiście nie musi prowadzić do sutanny, bo znam znakomitych ewangelizatorów bez sutann i habitów. Bardzo podobał mi się (i nadal podoba) Kościół, jego misja wskazywania drogi do zbawienia i liczne genialne dzieła miłosierdzia, od wprowadzania oświaty po budowę szpitali (w późnym średniowieczu szpital – przytułek istniał przy każdym kościele i klasztorze). Miałem też przywilej poznania i przyjaźnienia się z kilkoma mocno wierzącymi kapłanami – księżmi Franciszkiem Blachnickim, Antonim Zielińskim, bratem Bogumiłem (pierwszym współczesnym polskim pustelnikiem), o. Cherubinem  (karmelita) czy o. Celestynem Napiórkowskim (franciszkanin). Tu zadziałała zasada exempla trahunt. Trochę bałem się własnej grzeszności, ale jak poznałem biografie św. Pawła i św. Augustyna, zrozumiałem, że grzesznicy też mają szansę.

Wiem, co się dzisiaj mówi i pisze – często słusznie a często w imię mody – o biskupach i księżach, potrafiłbym napisać jeszcze bardziej pikantne rzeczy.

Na koniec jest sprawa dla mnie najważniejsza. Miłość. Miłość do Pana Boga, chciałbym, żeby była z całego serca, ze wszystkich sił itd., jak jest w pierwszym przykazaniu i żeby do bliźniego była „jak do siebie samego”. Mam tu jeszcze sporo egzaminów do poprawek i pewnie do końca życia będę brał korepetycje. I myślę, że jak ktoś próbuje kochać Pana Boga i ludzi, to pójdzie tam, gdzie wewnętrzny głos powie. Jeden do seminarium, a drugi do zakonu św. Katarzyny. Zakon św. Katarzyny – znaczy się dwie głowy spod jednej pierzyny …

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.