Słuchałem wczoraj młodej kobiety, lekko po trzydziestce. Straciła pracę, trochę z powodu pandemii (kucharka), trochę z powodu picia własnego, trochę z powodu picia męża. Na zmianę mówiła, płakała, milkła i łkała. Pod oczami miała duże posiniaczone plamy. Pokazała na nie, to od męża. Pod ręką miałem reparil w żelu, wtarłem w te siniaki. Nawet nie czuła się skrzywdzona przez pana męża brutala. Słuchałem jej z uwagą. W pewnej chwili oznajmiła, że mieszka na ulicy Wesołej i faktycznie smutna nie była.
Dobrze, że Pan Bóg jest niewidoczny. Albo inaczej, dobrze, ze Pan Bóg jest widoczny. Poznałem Go wczoraj po siniakach pod oczami Agnieszki.
