GDZIE SIĘ WYSPOWIADAJĄ MEDIOLAŃCZYCY? Czwartek 27 lutego 2020

No to mamy Wielki Post! Radziłbym wam pośpieszyć się ze spowiedzią. Jak tak dalej pójdzie z koronawirusem – w mediach zwłaszcza – my księża, zaraz będziemy na bezpłatnych urlopach. Zostaną zamknięte kościoły (jak ostatnio w Mediolanie) i nici z rekolekcji, publicznych dróg krzyżowych i rezurekcji. Zresztą, Polacy już chyba wcześniej wyczuli tego wirusa, bo coraz rzadziej chodzą do świątyń.

Pożytek z koronawirusa jest taki, że zamkną zapewne też pewien lokal na Wiejskiej w Warszawie, nazywany Sejmem, choć bardziej przypomina kiepski cyrk. No i ta pani już sobie nie wydłubie oczka palcem  środkowym.

Zaczynałem pracę w bardzo dobrym na owe czasy Radiu Lublin na początku lat 90-tych ub. wieku. Akurat Polskę ogarnęła wtedy panika przed HIV i AIDS. Księdza Arka Nowaka katolicki naród nasz chciał wbijać na pal, bo zakładał wtedy pierwszy ośrodek dla chorych na te nowe epidemie (nawet mu trochę pieniędzy zebrałem z przyjaciółmi w Łęcznej na ten cel). Na ulicach Lublina, głównie na Krakowskim Przedmieściu, spotkać było można ludzi siedzących z tabliczkami typu: „Jestem chory na HIV. Proszę o pomoc finansową!” Przeważnie byli to faceci z Łodzi, Szczecina czy Wrocławia. Nasi zarażeni jechali z takimi samymi tabliczkami do Gdańska, Katowic i Bydgoszczy, chodziło o to, żeby się nie dać zidentyfikować. Nie wiem czy wszyscy byli zarażeni, ale jakiś pomysł na szybką kasę to był niezły, bo ludzie – oczywiście z odległości przynajmniej metra – rzucali swoje grosze.

Miałem właśnie grać program nocny, było to wczasach gdy ludzie po 23:00 słuchali radia, a nie – jak dzisiaj – oglądają pornografię, bo Internet dopiero raczkował. Zaprosiłem dwóch panów od tabliczki z informacją o ich chorobie do studia. W pewnym momencie zadałem pytanie, z jakimi reakcjami spotykają się od przechodniów.

– Mam powiedzieć szczerze? – zapytał jeden nosiciel.

– Śmiało! – zachęciłem, nieświadom odpowiedzi.

– No dobra, dzisiaj podszedł gość, w średnim wieku, przeczytał tabliczkę i rzucił: „A dobrze ci tak , ch… jeden, trzeba było się przez dupę pier…..?”

Zaniemówiłem, bo wulgaryzmy na antenie publicznej rozgłośni to wówczas był skandal i rzecz niedopuszczalna. Co innego dzisiaj, w epoce Kurskiego prostactwo stało się normą. Ba, nawet mnie się zdarza zakląć jak widzę coś – przypadkiem – w TV publicznej. Oczywiście klnę po cichu i w domu.

Realizator – już świętej pamięci Wojtek Kanadys – rzucił mi w słuchawki: „Co robimy?” Ruchem ręki pokazałem, żeby zagrał jakąś piosenkę. A Wojtek miał akurat pod ręką „Love me tender” Presleya. Pasowało jak ulał.

Następnego dnia, żyjący jeszcze ówczesny wiceprezes Radia (nazwisko utajnię, bo żyje i oby żył długo) kazał zdezynfekować wszystkie pomieszczenia rozgłośni, potem wezwał mnie i oznajmił, że sprowadziłem śmiertelne zagrożenie dla pracowników bardzo dobrego wówczas Radia Lublin i że takich gości to mogę sobie zapraszać do kościoła. Co zresztą potem parę razy zrobiłem.

Ponieważ dzisiaj koronawirusa roznoszą głównie media, przytoczę co napisał w tegorocznym orędziu na Wielki Post Franciszek: „Dialog, który Bóg chce nawiązać z każdym człowiekiem poprzez Tajemnicę Paschalną swego Syna, nie jest jak ten przypisywany mieszkańcom Aten, którzy „poświęcali czas jedynie albo mówieniu o czymś, albo wysłuchiwaniu czegoś nowego” (Dz 17, 21). Tego rodzaju gadulstwo, podyktowane pustą i powierzchowną ciekawością jest cechą światowości wszystkich czasów, a w naszych czasach może również wniknąć w zwodnicze używanie środków społecznego przekazu.”

Coś czuję, że przez tego wirusa, to ja muszę sobie przypomnieć też formułę rozgrzeszenia po włosku. No bo gdzie się ci grzesznicy z Mediolanu wyspowiadają?

Itinerarium

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.