W kanadyjskiej prowincji Quebec, od zarania katolickiej, postanowiono usunąć krzyż z izby parlamentu i umieścić go w muzeum. Wcześniej władze zakazały noszenia symboli religijnych – muzułmanki nie mogą nosić burek, a chrześcijańscy policjanci, nauczyciele czy adwokaci krzyżyków w widocznych miejscach. Zapewne posłuszni prawom Kanadyjczycy nie będą łamać przepisów.
Należę do pokolenia, które przeżyło w Polsce kilka walk z krzyżami, dlatego historia z Kanady nie dziwi mnie. Tu nie chodzi o dwie skrzyżowane belki, znak krzyża obroni się dzięki krzyżującym się ulicom, ptakom rozpościerającym skrzydła w locie (też wszak krzyż!) czy wreszcie człowiekowi, który rozciągnie ręce i ułoży swoje ciało w tym samym znaku.
Krzyż odsyła przynajmniej do czterech wartości, bez których życie traci sens. Najpierw do samego Chrystusa, a potem do wiary, nadziei i miłości. I tego nie możemy stracić, nawet jak zabronią nam różne prawa symbolicznych krzyży.