Sobota 4 sierpnia 2018 Ksiądz Jan, o którym piszę w najnowszym wydaniu „Niedzieli”, nie ma w Lublinie choćby ulicy czy ronda (jak kilkadziesiąt ważnych postaci dla miasta), w ogóle mało kto o nim wie. Spoczywa spokojnie niecałe 20 km od Lublina, na cmentarzu w Tomaszowicach. Tam spoczywa spokojnie po życiu bardzo niespokojnym, godnym scenariusza dobrego filmu akcji.
Ilu Żydów uratował w czasie II wojny światowej – do spółki z lubelskim aptekarzem, Emilem Szymonem Żółtowskim – dokładnie nie wiemy. Ksiądz Jan wydawał metryki chrzcielne na polskie nazwiska, i tak Szifrin stawał się Wiśniewskim, a Fejgin Miszczukiem, dla przykładu. Dzięki temu przeżyli.
Odnośnik do artykułu jest tutaj: http://niedziela.pl/artykul/138359/nd/W-sutannie-przeciw-Niemcom-i-komunistom
I jeszcze jedna zachęta do lektury tekstu o ks. Janie. W grudniu 1959 roku, włodarze powiatu lubelskiego oznajmili, że „został zdjęty z urzędu proboszcza parafii w Tomaszowicach”, a na zapytanie co to oznacza usłyszał, iż „odtąd władze państwowe nie będą odpowiadać na pisma i prośby”. Powodem gniewu było odprawianie – bez pozwolenia władz – nabożeństw na cmentarzu we Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Ks. Jan trochę się zdenerwował na władze powiatowe i w duchowym (bez wątpienia) uniesieniu odrzekł: : „A w d..ie, mam te wasze odpowiedzi!” I na pewno nie miał na myśli dłoni.
Zdjęcia – dzięki uprzejmości potomków szlacheckiego rodu Zółtowskich oraz państwa Szymańskich z Miłocina (parafia Tomaszowice).