LUBIĘ TWOJE DOWCIPY PANIE JEZU

Sobota 14 czerwca 2014

W powszechnej opinii Jezus odbierany jest jako ktoś totalnie poważny, nawet smutny, niezdolny do śmiechu czy wesołości. Moja wieloletnia przyjaźń z Ewangelią pozwala mi powiedzieć coś na wskroś odmiennego. Przykłady? Proszę bardzo.

Scena z tzw. „niewiernym Tomaszem”, który deklaruje, że nie uwierzy, póki nie włoży Jezusowi palca w miejsce gwoździ oraz ręki do boku. I Jezus to kupuje, pojawia się przy Tomaszu i zaprasza do eksperymentu: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” Ta scena aż kipi ironią, dzisiaj brzmiałoby może tak: „No i co gościu? Speniałeś! Łyso ci? Jak dalej nie wierzysz, to wkładaj łapy  z paluchami!”

Podobnie jest z przerażonymi (prawie zawsze) apostołami, zatrwożonymi i wylękłymi, przypuszczającymi, że widzą ducha. Jezus prowokuje: „Dotknijcie mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że ja mam”. Żaden się nie odważył po takiej dawce sympatycznej kpiny, nawet otrzeć o zmartwychwstałego Jezusa.

Bardziej pikantne dowcipy zdarzały się Jezusowi od początku. W przypowieści o uczcie, na którą  nie chcieli przyjść zaproszeni słyszymy Jezusa drwiącego z hipokryzji potencjalnych gości: „Kupiłem pole, muszę wyjść je obejrzeć …”, drugi: „Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować …”, a trzeci to już komediant: „Poślubiłem żonę i dlatego nie mogę przyjść” (ha, do dziś się zdarza niektórym mężom wymigiwać z niechcianych spotkań argumentem: „Żona mi nie pozwala …”).  Nadmierną troskę o sprawy materialne Jezus punktuje zgrabnymi docinkami: „Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy … Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą …” A i tak te ptaki i lilie piękniejsze i szczęśliwsze są od was, harujących  nad miarę i przebierających w ciuchlandach. Mało rozgarniętemu Piotrowi wyjaśnia dość proste wezwanie do nieustannego przebaczania: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”. Dość swobodnie można by to dziś wyrazić: „Czy ja nie mówię po hebrajsku? Nie rozumiesz? Sto razy tłumaczę, a ty nic …”

Spotkania z ludźmi, rozmowy, podróże, całe życie Jezusa, jeśli nie odczytujemy go przez pryzmat kamiennej pobożności, dla której nawet uśmiech jest zapowiedzią grzechu, aż tętni wesołością i pogodą. To chyba jeden z powodów, dla których tak dobrze mi z Ewangelią.

Na początku tego wpisu przytoczyłem humor Jezusa już po zmartwychwstaniu. To dowód, że On się nie zmienił po Ostatecznej Przemianie. Bardzo dobrze! Tak sobie myślę, że jeden z wariantów mojego spotkania z Jezusem, już po Tamtej Stronie, mógłby wyglądać następująco:

 

– Mietek?! Ty tutaj? No wiesz, nie spodziewałem się tego …

– Lubię Twoje dowcipy Panie Jezu, nigdzie indziej nie byłbym godny na tak długo się zatrzymać …

– No to właź stary!

 

Stary? Tak, stary, o ile nie ułoży się inaczej (tu wstawiam „uśmiech”, ale nie wiem co mój komputer wymyśli) J

Itinerarium

19 responses to LUBIĘ TWOJE DOWCIPY PANIE JEZU


Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.