Środa 1 stycznia 2014
Nasza modlitwa często przypomina podróż z Warszawy do Zakopanego przez Augustów, Hel, Świnoujście i Złotoryję. Choć roztropniej, krócej i szybciej da się to zrobić przez Kielce i Kraków.
Składamy modlitwy z pacierzy, litanii, koronek, niekiedy rozbudowanych łańcuszków i skomplikowanych nowenn. Znam nawet osoby, które kolekcjonują bardziej udziwnione formy kontaktu z Panem Bogiem, a ich duchowe wnętrze przypomina trochę zagraconą kawalerkę starej panny.
Myślę, że do Boga trzeba zwracać się prosto z mostu. Jak nie dajemy rady to „Boże pomóż!” Jak cierpimy: „Dodaj siły, ulżyj!” Jak się lękamy: „Jezu ufam Tobie!” Jak nie wiemy co lub jak zrobić: „Oświeć mnie!” Jak rozpiera nas szczęście: „Jezu kocham Cię!” A jak coś dostaniemy to: „Dziękuję! Jesteś cudowny!”.
Tymczasem, niczym wytykani ewangeliczni poganie, pleciemy długie wstępy, potem rozwinięcie na tysiące słów i oczywiście kwiecisty epilog, czasem z dodatkiem bibliografii („była to modlitwa św. Ignacego z Loyoli” – żeby Bóg nie pomyślał przypadkiem, że tego z Antiochii).
W życiu, kiedy na czymś nam zależy, potrafimy działać z większą prostotą i szczerością. Nagle coś cię zabolało i idziesz do żony (na przykład) i co? Mówisz: „Kochanie, przed dwoma minutami, jak byłem na balkonie i patrzyłem na osiedle na horyzoncie, poczułem jak zaczyna mnie boleć, po prawej stronie jamy brzusznej, mniej więcej pod przeponą, w okolicach podżebrza. Czy myślisz, że może być to jakiś niepokojący sygnał z mojego największego gruczołu?” Normalny człowiek powie: „Słuchaj, tu mnie zabolało. Wątroba?” Tymczasem nasze modlitwy rozpoczynamy od ornamentowych stylizacji typu: „Wszechmogący, wieczny Boże, który stworzyłeś niebo i ziemię, który troszczysz się o każdego człowieka, spójrz łaskawie na mnie, niegodnego sługę i wysłuchaj mojej prośby: ulżyj mi w bólu wątroby …” (można dodać: „która rozbolała mnie przed dwoma minutami, jak byłem na balkonie i patrzyłem na osiedle na horyzoncie …”) Z pewnością podanie szczegółowych okoliczności wystąpienia problemu ułatwi Panu Bogu precyzyjną interwencję. Otóż, jako jeden z przedstawicieli personelu naziemnego Szefa, zapewniam, że wystarczy: „Zmiłuj się nade mną!” Bóg wie, że chodzi o twoją wątrobę.
Nie mam tu na myśli wezwań, które słyszymy w liturgii, ponieważ te spełniają inną funkcję i mają często długą i piękną tradycję powstawania i doskonale organizują nasz wspólny kult.
Modlitwa musi być prosta, szczera, prawdziwa, „prosto z mostu”, w cztery oczy z Bogiem. Przypuszczam, że kilka zwrotów naprawdę wystarcza i w momentach kiedy nie nudzimy i na czymś nam bardzo zależy, właśnie po nie sięgamy:
Zmiłuj się nade mną
Ulecz mnie
Przebacz mi
Proszę Cię
Kocham Cię
Ufam Tobie
Uwielbiam Cię
Lecha Janerka, pomodlił się kiedyś bardzo krótko, śpiewając chyba po jakimś udanym interesie:
Jezu, jak się cieszę
z tych króciutkich wszkrzeszeń
kiedy pełną kieszeń
znowu mam
Obyście mogli ten akt strzelisty w roku 2014 odmawiać (śpiewać) jak najczęściej.
J PS. Jeśli doszliście aż dotąd, i jeśli odczuwacie jakiekolwiek przykre skutki szaleństw z ostatniej nocy, to na miły Bóg, nie próbujcie w stylu: „Dobry Boże, w możliwie najwyższym stopniu doświadczam przeróżnych bólów od szyi po włosy, w czaszce, gdzie powinien znajdować się mój mózg coś się tłucze, obie jego półkule są w zamęcie, skronie płoną, czuję się w ciemię bity, i to jak!” Módlcie się po ludzku: „Boże! Głowa mi pęka! Kocham Cię!”J
5 responses to Z WARSZAWY DO ZAKOPANEGO PRZEZ ŚWINOUJŚCIE