Czwartek 20 czerwca 2013
Ewangelię czytam codziennie, przysłuchuję się jej, chyba nawet dość dobrze znam. To jeszcze żaden powód do chluby i sławy. Kiedy czytam, słucham, poznaję, Ewangelia jest na zewnątrz mnie i czuję niedosyt. Czuję w głębi serca, że chodzi o coś więcej.
Mam jednak – pewnie jak i wy – takie doświadczenia, które nazwałbym kuźnią. To takie wydarzenia, kiedy Ewangelia staje się częścią mojego życia. Czasem to bardzo trudne sprawy, ale bardzo prawdziwe.
Kiedy Ewangelia staje się moim życiorysem? Kilka przykładów.
Kiedy mówię „przepraszam”.
Kiedy mówię „przebacz mi”.
Kiedy mówię „Okej, nie ma sprawy, zapomnijmy o tym”.
Kiedy nie oceniam kogoś źle, mimo tego, że palnął głupstwo albo zrobił świństwo.
Kiedy robię paczkę dla więźnia, a w niej herbata, kawa i pasta do zębów.
Kiedy kupuję bułkę i kilka plasterków kiełbasy krakowskiej i częstuję tym rarytasem gościa spod dworca PKP.
Kiedy słucham zwierzeń wdowy, jak wspaniały był mąż (mężowie zwykle po śmierci stają się bardzo wspaniali, nie wiem czemu, ale słyszę to bardzo często).
Kiedy wygłupiam się z dziećmi i stroję im dziwne miny, a dzieci to bawi do rozpuku.
Kiedy śpiewam „Wieczny odpoczynek” przy czyimś grobie.
Kiedy z całego serca, ze wszystkich myśli, z całych sił i z najpełniejszą duszą lgnę do Boga. I do bliźniego i do siebie samego.
19 responses to KIEDY KUPUJĘ BUŁKĘ I KIEŁBASĘ