DWIE MIŁOŚCI I DWIE ŚMIERCI
Czwartek 13 grudnia 2012
Każdy z nas kiedyś odejdzie z tego świata. Rzadko odczuwamy realność tego „kiedyś” i jest ono jakąś daleką i niewyobrażalną przyszłością.
Na weselu Antoniego i Lucyny piłem dwudziestopięcioletnie wino. Ojciec Lucyny nastawił je zaraz po narodzinach córki i zdecydował, że będzie wypite na jej ślubie. Wino było wspaniałe, niemal gęste, z kategorii „niebo w buzi”. Antek był góralem, postawnym i barczystym, prawdziwy dąb, chłop z gór, pochodził z bardzo zamożnej rodziny, prowadzącej intratny biznes. Lucyna artystka, znakomita skrzypaczka, zresztą do dzisiaj. Tworzyli niezwykłą i piękną parę.
Trzy miesiące po ślubie Antek wylądował w szpitalu. Badania przeciągały się a lekarze unikali jednoznacznych opinii. Wreszcie przekazali hiobową wieść rodzinie oraz Lucynie, że stan jest beznadziejny i choremu pozostały tygodnie, najwyżej miesiące życia. Nie zapadła decyzja czy i kto ma powiadomić Antka.
Kiedy go odwiedziłem, odbyliśmy dość długą rozmowę. „Czuję, że umieram” – powiedział dość spokojnie – „Krótko to wszystko trwało. Na najbliższe lata Lucyna ma życie zabezpieczone, myślę, że potem też sobie poradzi. Kurczę, nie wiedziałem, że od miłości do śmierci jest tak blisko.” Odszedł na niespełna pół roku po ślubie. Już wtedy umiałem na pamięć jeden z piękniejszych wierszy jakie znam. Wiersz jakby napisany – przez Jana Lechonia – dla Antka i Lucyny:
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
(przypisane Wacławowi Zyndram – Kościałkowskiemu)
Czemu Boże Narodzenie? Bo od tego Zdarzenia, nie ma miłości zbyt krótkich, nie ma miłości głupich, nie ma miłości tragicznych. Każda miłość jest święta i Boża. Nawet ta, o której mówimy, że jest niespełniona i nieodwzajemniona. W każdej jest cud bliskości Boga.
PS. W Adwencie opowiadam w Itinerarium historie, w których otarłem się jakoś o Boże Narodzenie. To sytuacje, które nazwałbym nawet Bożym Narodzeniem, choć chyba żadna z nich nie wydarzyła się w czasie Świąt. Wszystkie historie są prawdziwe, albo w nich uczestniczyłem albo znam je ze słyszenia, ale z pewnego źródła. Czasem napiszę dlaczego konkretna historia dawała mi przedsmak Bożego Narodzenia. Bożego Narodzenia, Tajemnicy, którą niestety chyba zatracamy w coraz bardziej bezsensownym świętowaniu.