Sobota 1 grudnia 2012
Dawno temu zmorą Polski był pomysł kołchozów. W skrócie chodziło o to, żeby ziemia, maszyny, zwierzęta i budynki (chlewy, obory, stajnie i stodoły) były wspólne, żeby nikt nie miał nic swojego. Utopia komunizmu w Polsce się nie udała, ale długo święciła triumfy w Związku Radzieckim, NRD (proszę sobie poszukać w necie o czym mowa) czy Czechosłowacji. Nadal podejmowane są próby (marne) ziszczenia tej idei choćby na Kubie.
Kołchozy się nie udały, ale mają swój renesans choćby w postaci portali społecznościowych, gdzie dominuje poczucie jakiejś wspólnoty. Podobnie złudne więzy tworzą przeróżne kluby, do których nijak się nie daję wciągnąć. Kuszą mnie tymi kołchozami stacje benzynowe, sklepy i sieci telefonii komórkowych.
Mam głębokie przekonanie, że sens mają tylko spotkania sam na sam. Sam na sam z Bogiem. Sam na sam z tobą. Sam na sam ze sobą. Ciche słuchanie ciszy Boga. Rozmowa w cztery oczy z tobą. Kwadrans na pustej ławce, ze sobą samym. Najlepsze co może się przydarzyć.
1 response to SAM NA SAM