Piątek 16 listopada 2012
Czasem latam samolotami, ale niespecjalnie ucieszył mnie Dreamliner, którego przylot podniecił wczoraj wielu Polaków. Nie odczuwałem także żadnej radości z powodu „upolowania” afgańskiego zamachowca, winnego śmierci polskich żołnierzy (w ub. roku), wolałbym, aby odsiedział wyrok w więzieniu.
Może zawsze tak było, że nasze rodzime sukcesy i porażki decydowały o wizji świata. Nie cieszą mnie nasze wczorajsze sukcesy, ponieważ wiem o ponad 20 ofiarach konfliktu izraelsko – palestyńskiego w Strefie Gazy. Wiem też o kolejnych trupach w Syrii, gdzie giną głównie niewinni ludzie. Tak, wiem też, że tzw. wolny świat tylko się oburzył 16 grudnia 1981 roku, kiedy ginęli górnicy z kopalni „Wujek”.
Siedzimy przy Wielkim Oknie, którym dziś jest nowoczesna i sprawna telewizja oraz Internet. Spokojnie pijemy herbatę i patrzymy. Raz na lądującego Dreamlinera, raz na ostrzał Gazy i obrazki z rzezi pod Damaszkiem. Zaraz potem pokaże się elegancka pani i opowie o pogodzie, a na koniec poznamy notowania spółek na giełdzie. Siedzimy przy Wielkim Oknie. Oglądamy, dziwimy się, komentujemy i sarkamy, że nie za wiele się dzieje. Jesteśmy widzami, których mało co jest w stanie naprawdę podekscytować. To bezpieczna poza.
Pokusa, żeby zamknąć okno i zejść tam, gdzie się wszystko naprawdę dzieje, nie jest zbyt silna. A może? Od razu oczywiście nie pojedziemy na południe Turcji, aby opatrywać rany setkom tysięcy syryjskich uchodźców. I nie zadzwonimy do ambasady Izraela i przedstawicielstwa Autonomii Palestyńskiej z wezwaniem do rokowań zamiast bomb.
Można się pomodlić za wszystkie te trudne sprawy naszego świata. To już jest coś. Modlitwa umieszcza je w naszym sercu i umyśle. Można założyć fundację, stowarzyszenie, ruch, skrzyknąć ludzi albo przyłączyć się do działań innych. Można też – paradoksalnie – zrobić kilka kanapek i pojechać z nimi do bezdomnych (i zwykle głodnych) albo kupić pół kilo cukierków i rozdać dzieciom w jakiejś świetlicy.
Chodzi mi o to, że przyzwoici ludzie nie siedzą przy oknie, przy Wielkim Oknie, kiedy dzieją się złe rzeczy, ale idą i coś robią.