Czwartek 15 listopada 2012
W Piśmie Świętym w wielu miejscach znajdziemy ludzkie wołania o uwolnienie, wyrwanie, wybawienie z jakichś kłopotów czy wyprostowanie życia, a z drugiej strony zapewnienia Boga o gotowości udzielenia wsparcia i pomocy.
Człowiek, każdy z nas, ma niezwykłą zdolność plątania sobie życia, zawiązywania dziwnych supełków, zaciskania różnych pętli, wikłania się w komplikacje i zapędzania w matnie. I potem dochodzimy do wniosku: „Już dłużej nie wytrzymam”, „Nie daję rady”, „Duszę się”, „Ciężkie mam życie”. Nie wiem czy cokolwiek nas powstrzyma od pakowania się w absurdalne i bezsensowne sytuacje. Może to nieusuwalna część naszej natury.
Pan Bóg widzi jak jest, zna prawdę o naszej głupocie i słabości. Wie, że musi spełniać rolę Pogotowia Ratunkowego, doradcy, pocieszyciela i akumulatora. W pokorze bierze na siebie te funkcje. W końcu kocha nas i nie jest tylko od uwielbiania i chwalenie Go.
Każdy z nas ma doświadczenie niemądrej owieczki, która polazła w chaszcze, zaplątała się i beczy bezradna wołając o pomoc. Dobrze pamiętać, że Pan Bóg wie jak wyprowadzić z tych pętli. Dobrze jest nie cudować i nie zgrywać herosa, tylko z ufnością wołać: „Ulituj się nade mną!”, „Wybaw mnie!”, „Pomóż mi!”, „Stań przy mnie!”, „Nie opuszczaj mnie!”, „Obroń mnie!”
Dwie prawdy się objawiają naraz. Jedna o nas, banalna, że bywamy śmieszni i beznadziejni. I druga o Bogu, cudowna, że On to wie, a mimo to z największą i najgorętszą miłością przedziera się przez najgorsze żagary i przywraca nam spokój, nadzieję i sens. Tak się dokonuje nasze zbawienie.