Środa 19 września 2012
W małej wiosce pod Białymstokiem co miesiąc dokonuje się pięć, czasem sześć cudów. Ale po kolei.
Prawie trzy czwarte mieszkańców wsi kupuje w sklepie „na zeszyt”. Właścicielka wydaje produkty za darmo, ale zapisuje w dużym zeszycie (w kratkę) co, kto i za ile wziął. A ludzie biorą wszystko: chleb, masło, konserwy, cukier, papierosy, wino, piwo, kaszę, ryż i czekoladę.
Tuż po wypłacie ludzie przychodzą i spłacają te krótkoterminowe kredyty. Przychodzi też czternastu, piętnastu takich, co i tak nie zapłacą.
Sklepowa patrzy w zeszyt i mówi do kolejnych klientów: „Kowalski … Ty masz cud. Możesz brać dalej! Jabłoński … Masz cud, możesz brać dalej!” Przechodzi – na przykład – do Nowaka i ogłasza: „Nowak? Nie ma cudu, nie bierzesz dalej!”, albo „Piotrowski? O nie, nie ma cudu, wziąłeś sześć win w sierpniu!”
Cuda mają ci, co wzięli „na zeszyt” (kredyt) chleb, masło, cukier, kaszę i ryż. Nie ma cudów, jak ktoś brał piwo, wino i „Absolwenta” lub inną wódkę.
Cuda robi jeden człowiek. Umawia się ze sklepową, że zapłaci za chleb i masło, ale nie zapłaci za piwo i wódkę.
Ten człowiek od cudów ma na imię Henryk. Jest od jedenastu lat proboszczem we wsi.
1 response to CUDA POD BIAŁYMSTOKIEM