WZOREM PUSZCZYKA

Poniedziałek 14 listopada 2011

Uwielbiam te długie zmierzchy, kosmate ściemnienia co się czają już po czternastej. Wtedy się czają, a godzinę później już królują. A dalej robi się bardzo szaro, po czym trochę bardziej ciemno, aż wreszcie ciemno, a na koniec bardzo ciemno i czarno. Ach!
Może mam duszę puszczyka, którego budzi dopiero zachodzące słońce, ale lubię ten czas wczesnego zmierzchu. Od puszczyka różni mnie na pewno mniejsza zdolność do lotu oraz rodzaj menu, ale to dość małe rozbieżności.
Ciemności i noce błogosławią Pana inaczej niż dni i światła (o czym poucza Księga Daniela, rozdział trzeci). To błogosławienie miękkie, czułe, cichutkie, bezszelestne prawie, nieznaczne, takie dla dwóch lub dwojga. Jakoś bliżej mi do Boga.
Bardzo przepraszam, ale jakoś nie widzę depresji jesiennej, choć badania tzw. „opinii publicznej” mówią, że jej pełno. Ja tam na pewno widzę mgiełki poranne i popołudniowe, pierwsze kryształki szronu tak po piątej rano i zawiesistą dżdżystość o piątej po południu. Nawet w brewiarzu piękniej tego czasu prorocy nie wyrażą.
Miękką, czułą duszą, razem z rozanielonymi puszczykami, robię, to co trzeba. Chwalę Boga, w ciemnościach i nocach.

Itinerarium , , , , , ,

Comments are closed.