Wczoraj miałem okazję być po raz pierwszy tutaj uczestnikiem, przypadkiem, chrztu w kościele. Ceremonia nie różniła się niczym od tego w czym uczestniczymy w Polsce, poza dwoma elementami. W zasadzie to tylko małe drobiazgi. Jeden to fakt, że tutejszy chrzest był udzielany w języku Chińskim (co akurat nie dziwi), a drugi niuans to gromkie oklaski bite przez uczestników mszy zaraz po polaniu wodą główek maluchów (były dwa chrzty), oklaski jak najbardziej spontaniczne.
I ten drugi drobiazg przykuł moją uwagę. Rzadko przychodzi nam okazywać spontaniczną radość, albo może ZA rzadko. A po co się klaszcze? Żeby wyrazić aprobatę, radość, zgodzić się z zasłyszanym tekstem, na koniec przedstawienia w teatrze, jako podziękowanie dla aktorów.
Co nie znaczy, że mamy klaskać za każdym razem, ale już sam uśmiech wiele zmieni, już samo powiedzenie dobrego słowa, dowcipu, komplementu. Nie tylko w kościele podczas chrztu, ale w wielu innych momentach życia. Warto się uśmiechać. To ponoć wydłuża życie, na pewno to działa, kiedy dookoła taka cudna “polska złota jesień”. Warto spontanicznie wyrażać radość, coby nie być wapniakiem.
Jakub Kołodyński