Mistrz

Studiowałem długo i do tego na dwóch uczelniach, więc zdawałem dużo egzaminów. Większości z nich w ogóle nie pamiętam. Tak jak i profesorów, u których zdawałem. Ot, kolejny egzamin, który się zaliczyło, albo i nie.

Bo z jednego dostałem dwóję. I jestem z tego dumny do dziś, bo był to egzamin z ekonomii, a ja nijak nie potrafiłem pojąć, że gospodarka socjalistyczna ma cokolwiek wspólnego z ekonomią. Gwoli prawdzie, na wrześniowej poprawce pojąłem i dostałem czwórkę. Mam zresztą z tego powodu kaca do dziś, zaś mój egzaminator w wolnej Polsce naucza prawdziwej ekonomii, a nie ekonomii socjalistycznej i ponoć naucza całkiem dobrze. Ale zapewne kaca nie ma, bo o ile mi wiadomo jest abstynentem.

Dwa egzaminy u o. Mieczysława Alberta Krąpca, z metafizyki i antropologii filozoficznej, zdawałem w klasztorze dominikanów, a nie w budynku KUL. I te egzaminy do dziś dokładnie pamiętam. To była raczej rozmowa, niż egzamin. Utrzymana cały czas w relacji: mistrz – uczeń. Relacji realnej, nie konwencjonalnej. O. Krąpiec był realistą we właściwym, dobrym znaczeniu tego słowa. A profesor powinien być mistrzem. Może dlatego nie chciałbym być profesorem.

Potem spotykałem go wielokrotnie przy różnych okazjach. Ja, dziennikarz GW i on, sympatyk RM. Ale to nigdy nie zachwiało relacji: mistrz – uczeń. Bo niby dlaczego miało by zachwiać?

W swoim życiu spotkałem kilku, może kilkunastu mistrzów. To bardzo dużo, ale ja jestem życiowym szczęściarzem. Tym większym, że nie zawsze i nie we wszystkim ze swoimi mistrzami się zgadzam.

I bardzo dobrze. Inaczej nie byliby moimi mistrzami.

Jan Pleszczyński

Spoza kruchty , , , , , , , , , , , ,

Comments are closed.