16 grudnia 2005
Ewangelia, wbrew pozorom, to przede wszystkim, dzieło, nie słowo. A jeśli już słowo, to takie, które staje się ciałem. To ją odróżnia od ideologii i czystych teorii.
Kończący się Adwent stawia przed nami wyjątkową szansę przyjrzenia się życiu i zmodyfikowaniu go wedle Ewangelii, tak by jak najbardziej Ewangelię przypominało. Ojciec dał mi do wykonania dzieła, które świadczą o mnie. Idąc za światłem tego słowa Jezusa inaczej spojrzeć trzeba na istotę chrześcijaństwa. Stąd uprawnione jest przekonanie, że liczba chrześcijan winna być mierzona ilością dzieł, nie deklaracji czy aktów chrztu.
Oprócz dzieł naszego życia, staje też przed nami pytanie o życie jako dzieło. Największym bodajże grzechem chrześcijan, bardzo wielu, jest to, że chcą mieć spokojne życie. Kilka, dobrych samych w sobie, celów, zebranych w jedną wiązkę, którą zwie się życiem: dom, rodzina, dzieci, praca, spokojne, normalne życie, bez niepokojów i wstrząsów. Dostatek, do którego skłaniamy także, na zasadzie partnerstwa samego Boga. Niech i On pobłogosławi to nasze małe szczęście.
Tymczasem w Ewangelii nie znajdziemy takiego ideału, ba ona nawet zagraża takiej „poświęconej” idylli. Łączy nasze życie z życiem innych, wsiewa niepokój o sens starań przy budowaniu życiowego status quo (nie masz w pełni prawa do swojego szczęścia, jeżeli gdzieś obok są ludzie nieszczęśliwi), każe patrzeć na życie jako dzieło sprzężone z dziełem Królestwa Bożego (cywilizacji miłości). Jest nieustannym wyrzutem, wezwaniem, aby swoje dzieła życiowe konfrontować z bólem i rozpaczą świata i by swoje życie czynić dziełem według myśli Bożej.
Perspektywa spokojnego życia zawiera tyle możliwych do wyobrażenia konkretów: dom (jedno lub dwupiętrowy), praca (na jakimś przyzwoitym standardzie), rodzina (jedno, dwoje dzieci). Perspektywa życia jako dzieła, wymaga wyjścia od Ewangelii, dostrzeżenia Bożych horyzontów. Od tych horyzontów wychodząc, możesz pytać o konkretne formy spełnienia swojego życia. Kiedy Ewangelia jest punktem wyjściowym dla projektu życia (jako dzieła), może ono przybrać zaskakujące formy, oczywiście nie wyłączając domu, rodziny czy pracy. My jednak mamy tendencję do „uświęcania” własnych projektów Bożą przychylnością. Jakoś to, z Bożą pomocą, urządzimy. Urządzimy to nasze, wykoncypowane przez nas życie. Dzieła, które Ojciec dał mi do wykonania. Są dzieła, które Bóg daje i tobie do wykonania. Zaprasza do dzieł, których finału nawet nie przewidujesz. Bliskość Świąt, które przypomną o wielkim dziele Boga, dokonanym przez Jezusa, stawia pytanie o twoje życie i twoje dzieło. Czy nie spaprałeś dzieła, do którego zaprasza cię Bóg? A może zamiast odkrywania tego Bożego dzieła dla ciebie, podsuwasz Mu domino własnych zachcianek do poświęcenia?