Wspomnienie o ś. p. Wandzie Półtawskiej
Miałem przywilej poznać i polubić zmarłą niedawno Wandę Półtawską. Prawie ćwierć wieku temu gościliśmy ją w Lublinie (środowisko duszpasterstwa młodzieży, dodatkowo połączył nas Święty Duch, kościół przy lubelskim deptaku. Ona przy okazji pierwszej komunii świętej złamała (lub zwichnęła) na progu tej świątyni nogę, potem zawarła związek małżeński, a ja przez wiele lat byłem tam rektorem. Przytaczam poniżej całość rozmowy z nią pt. Eros et juventus, ale dla mniej ciekawych wystarczy kilka pierwszych zdań. Tekst składa się z pytań ówczesnej młodzieży i odpowiedzi pani profesor.
- Młodość to …
- Młodość to Lublin. Mieszkałam tu aż do wojny, to jest prawie 17 lat. Miałam 17 lat, a potem 100, ponieważ gwałtownie wskoczyłam w dorosłość podczas aresztowania. Moja młodość była piękna.
- Miłość to …
- To jest życie. Bez miłości nie ma życia.
- Moim autorytetem, ideałem jest …
- Św. Józef.
- Życie to …
- To zadanie do spełnienia, które trzeba dobrze wypełnić, bo inaczej oblewa się całą wieczność.
DALSZA CZĘŚĆ ROZMOWY
- Jaka jest dzisiejsza młodzież w pani oczach? Bardzo często mówi się, że jest niewychowana, niekulturalna, zła. Czy pani podziela to zdanie?
- Jest niewychowana, ale to wina dorosłych. Ja mówię młodym o samowychowaniu. Młodzież to najlepsza grupa w Polsce, najgorsza to ta od 30 do 50 lat. Ja stawiam na młodzież.
- Czy podziela pani zdanie, że młodzieżą można być nawet w wieku 90 lat?
- Nie młodzieżą a młodym! Bo młodości jako takiej nie da się przedłużyć. Ja nie jestem stara, chociaż moje koleżanki z klasy to same stare baby.
Nic z niczego?
- Czy młodzież za pani czasów miała problemy i jeśli tak, to czy były podobne do dzisiejszych?
- Młodzież ma zawsze te same problemy. Moja przyjaciółka zakochała się w jednym z braci Fidorów. To były bliźniaki jednojajowe i draby się ukrywały, i ona nie wiedziała nigdy, z którym idzie na spacer. Młodość ma zawsze problem wzrastania, bo się nie da przeskoczyć okresu młodości, a wzrastanie jest trudne. To jest jak obróbka, jak kloc, który trzeba wyrzeźbić. Jak on jest z plasteliny to rzeźbić łatwo, ale jak z granitu … Każdy ma siebie za zadanie, w każdym pokoleniu.
- Jak sobie wtedy młodzi ludzie radzili z problemami?
- Mogę powiedzieć o swojej historii. Myślę do dzisiaj, że doskonale spełniała swoją rolę wychowawczą organizacja młodzieżowa – Związek Harcerstwa Polskiego. Piękny program – Bóg i Ojczyzna. Obowiązek codziennego dobrego uczynku, solidarność w grupie i ruch na powietrzu, to system, który pomagał nie tylko na problemy związane z ciałem, ale i z duchem.
- Czyli uaktywnienie młodzieży to był jeden ze środków, który pomagał młodzieży?
- Podstawowy! Bierna postawa nie daje niczego. Nie może być nic z tego, że się nic nie robi.
W swoich rękach
- Część pani młodości, to obóz koncentracyjny w Ravensbruck… Obóz koncentracyjny kojarzy się nam jednoznacznie, ale czy pomimo tego, zgodziłaby się pani ze stwierdzeniem, że można było odnaleźć tam choć namiastkę miłości?
- Wcale nie namiastkę! Tam były sytuacje stresowe, graniczne, skrajne, które wzmagają postawy ludzkie. Jest taka książka ks. prof. Michalskiego “Między heroizmem a bestialstwem”. Z jednej strony zachowanie nieludzkie, z drugiej strony heroiczne, jakby nadludzkie. W człowieku jest jedno i drugie możliwe. I to jest cały zysk z tego okresu, który ja w sobie noszę. Zresztą dlatego też poszłam na medycynę, żeby zrozumieć, co w tym człowieku jest możliwe. Była taka scena w Ravensbruck, która zrobiła na mnie wrażenie, jedno z najsilniejszych w moim życiu. Tam były takie auzjerki, czyli takie esesmanki, które pilnowały lagru. W pewnym momencie z szeregów kobiet, które stały godzinami, różnych, starych i młodych, esesmanka wyciągała stare i wyrzucała je do gazu (siwe włosy zdradzały, dlatego musiałyśmy malować starszym kobietom włosy, czym się dało). Więc wyciągała z pejczem te stare kobiety, tłukąc je niemiłosiernie, ustawiała w kolumnę i do gazu. I raz jeden się zdarzyło, że przyprowadzono do niej jej dziecko, jej córeczkę, pięć lat może miała, taka mała. I ta kobieta odwróciła się od tych starych, odłożyła ten pejcz, wzięła to dziecko, pocałowała, przytuliła i dziecko zabrali dalej. Za chwilę ona tłukła dalej te stare kobiety i wyciągała do gazu. Scena, której się nie da zapomnieć, a która pokazuje człowieka . Słuchajcie, podział między dobrem a złem nie jest między ludźmi. Między ludźmi będzie na Sądzie Ostatecznym – na lewo, na prawo. W tej chwili jest w każdym z nas – i dobro i zło. I teraz, czy przesuwasz przez swoje życie więcej dobra czy zła? To jest to, co Jan Paweł II mówi – “ osoba ludzka jest w stadium stawania się”. Wy jesteście w tym stadium stawania się. Kim się staniecie? To jest właśnie zadanie młodych, co z siebie wydobędziesz. Od ciebie zależy. Masz swoje życie i siebie w swoich rękach.
Piękna miłość
- A co sprawiło, że pomimo tych bolesnych przeżyć wojny, nadal pani wierzy w miłość i czystość?
- Ja nigdy nie przestałam wierzyć. W Ravensbruck, w skrajnych warunkach wzrastała taka przyjaźń, jakie wy nie umiecie pojąć nawet. W trudnych warunkach ludzie nawiązują kontakty głębsze, które dotyczą tego, co Jan Paweł II w “Liście do rodzin”, nazwał człowiekiem wewnętrznym. Otóż, jeżeli porozumienie ludzi rozgrywa się na poziomie tego właśnie człowieka wewnętrznego, który nie ma dna, to jest taka głębia, którą można stale, stale pogłębiać, to te układy są wieczne. Ja przyjaciółki moje, z którymi siedziałam w obozie traktuję do dziś dnia jako najbliższe mi osoby, a moje dzieci mają mnóstwo takich cioć, bo to się ciocie nazywają. Kiedyś moja córka pyta: “mamo, to ile ja mam tych cioć?” Ja mówię: ”No wiesz, wróciło osiem tysięcy z obozu”.
- Czy mogłaby nam pani zdefiniować takie pojęcie, jak “czysta miłość”?
- Ja używam innego sformułowania, nauczona przez Karola Wojtyłę, naszego duszpasterza akademickiego w czasach, gdy studiowałam medycynę, on mówił: piękna miłość. Na każdej Mszy św. było wezwanie: “Matko pięknej miłości, módl się za nami.” Oczywiście, piękna jest czysta. Taka, żeby była wspomnieniem radości, a nie garbem, który się niesie przez całe życie. Piękna miłość to jest miłość, która nie krzywdzi. To jest oblubieńcza, dziewicza, to jest miłość, która ma moc przetrwania, ponieważ nic jej nie zniszczyło. Ona nie jest dana, ona jest zadana i dlatego to jest zadanie całego życia. I jeżeli się ja zniszczy na samym początku, w takim wieku jak wy, to jej nie można potem odratować.
Na co czekać?
- Czy zgodziłaby się pani z definicją współczesnego świata, że młodzi nie znają właściwie tej pięknej miłości, a próbują znaleźć środki zastępcze, które nazywają miłością?
- Zawsze było tak, że młodzi mieli tendencje nazwać miłością to, co się dopiero zaczyna. I Karol Wojtyła, który napisał studium “Miłość i odpowiedzialność”, chciał z każdej miłości uratować jej piękno. Jest taki, powiedziałabym, proces kochania. Nie można od razu realizować pięknej miłości, jak się nie wie, o co chodzi. Najpierw trzeba mieć koncepcję, jak ty chcesz kochać, profil twojej miłości od ciebie zależy. Ale jak ona się zaczyna, to trzeba nad nią jakoś czuwać. Czuwać, żeby się w niej nic nie zniszczyło. Jednakże dziewczyna, która poczuje dreszcz na spojrzenie chłopaka, ona siedzi tyłem do drzwi, on wchodzi i ona czuje na plecach, że to on (chłopcy tego nie rozumieją, bo oni nie mają takich pleców), to ona jest gotowa nazwać to miłością. I to jest preludium, które sprawi, że ci ludzie zwiążą się potem na całe życie. Tylko jest niebezpieczeństwo nazywać to pełną miłością. Jak do ks. Karola Wojtyły przychodzili młodzi i mówili: “wujku, my się kochamy”, to on odpowiadał: “nie mówcie nigdy tak. Bo jeżeli naprawdę się kochacie, to mówcie inaczej – my uczestniczymy w Bożej miłości. Bo jeśli nie uczestniczycie w Bożej, to to nie jest miłość.” To znaczy – układ między Agnieszką a Michałem ma być taki, żeby nie przeszkadzał w kontakcie Agnieszki z Panem Bogiem i Michała z Panem Bogiem. Jeśli ten układ między nimi zerwie tamtą wieczną relację, to jest krzywda, to już o miłości pięknej nie ma mowy.
Ja myślę, ze w okresie młodości jest tylko takie przyspieszenie, bo was niszczą dorośli przez to nieustanne mówienie o seksie. Cała ta moda pcha do reakcji ciała, a ciało ma służyć miłości. Ale ma być najpierw miłość, a potem to ciało ma jej służyć. Zaczynamy od ciała i do miłości się nie dochodzi, bo ciało nie ma mocy kochania. To nie ciało kocha. Ciało jest na usługach. Albo zbrodni, albo świętości. Samo nie decyduje.
Nie deptać
- Kościół katolicki naucza, ze przed ślubem nie należy współżyć. Młodzi ludzie często zastanawiają się – dlaczego?
- Nie to, ze nie należy, ale nie wolno. Jest to obwarowane restrykcyjnym przykazaniem: nie cudzołóż. Zakaz nie mój, nie Kościoła, tylko z tablic Mojżeszowych – Boga samego. Jahwe mówi: nie cudzołóż. Dlaczego? Żeby właśnie zabezpieczyć piękną miłość. To jest taki zakaz, który broni wartości. To jest tak jak stoi tabliczka: nie deptać trawy. To nie po to, żeby ludzie nie chodzili, tylko, żeby trawa rosła. Żeby miłość była piękna, trzeba ją najpierw zabezpieczyć, żeby wyrosła. Więc to przykazanie jest przykazaniem ratującym jakość ludzkiej miłości. A dlaczego młodzi chcą? Bo młodzi się spieszą. Do czego? Przecież mają czas. Dlaczego ty musisz dzisiaj. A poza tym kontakt cielesny jest przywilejem małżonków, ludzi, którzy po pierwsze przysięgają sobie wierność na całe życie, a więc dają sobie całe życie. Po drugie – za ten przywilej wielki płacą trudem rodzicielstwa. I ci ludzie mają przywilej współpracy za Stwórcą w dziele powoływania nowego życia. To jest zadanie małżeńskie. Wspólnota ciał jest przywilejem i zadaniem małżonków. Dlaczego nie można poczekać? Zawsze pytam, do czego się spieszysz? Słuchajcie, młodość jest najkrótszym okresem życia. Masz dziesięć lat do dyspozycji. Czemu chcesz to zamienić na życie dorosłe, które niesie ze sobą trud? Młodzi pytają, dlaczego nie? A ja pytam – dlaczego tak? Jakie są argumenty za tym, że wy macie działać teraz po małżeńsku? A poza tym, do wszystkich zawodów, w których chodzi o życie ludzkie, potrzeba dyplomu. Wszędzie, gdzie chodzi o życie ludzkie, pojawiają się różne próby zabezpieczenia odpowiedzialności. Do rodzicielstwa trzeba też dyplomu, uprawnień. I to jest właśnie sakrament małżeństwa.
A dlaczego młodzi ludzie chcą to czynić? Dlatego, ze w świadomości młodych ludzi zjednoczenie cielesne mężczyzny i kobiety jawi się jako radość i przyjemność, co jest zresztą zgodne z prawdą. Co się jawi jako cel, do którego warto dążyć, bo mi to sprawi radość. Bo to sprawi mi przyjemność. I tu trzeba odróżnić – czy radość, czy przyjemność. Bo nie wystarczy przyjemność, żeby zapełnić życie, a radość nie powstaje wtedy, kiedy człowiek krzywdzi. Z kontaktu przedmałżeńskiego nie ma szczęścia. Ja się 40 lat zajmuję losem dziewczyny, samotnej matki i ja coś o tym wiem.
- A kiedy człowiek traci młodość?
- Jest problem młodości biologicznej i młodość duchowej. Młodość biologiczną musisz stracić, na to nie ma rady. Natomiast młodość duchową można zachować do końca życia. I nigdy jej nie stracić. I to też zależy od ciebie. Człowiek jest poddany sobie samemu. Ojciec św. tak kiedyś powiedział: pamiętajcie, że człowiek jest zawsze poddany duchowi. Albo Duchowi Świętemu, albo duchowi tego świata.
Skąd błędy?
- Na ile z podręczników możemy poznać historię?
- No, ja myślę, że zawsze za faktami, które są obiektywne, kryją się subiektywne ludzkie emocje. Ja napisałam pamiętnik z Ravensbruck bezpośrednio po powrocie. Ja miałam po powrocie tak wyraziste sny, że ciągle jestem w lagrze, że budziłam się zlana potem i wreszcie przestałam się kłaść, bo nie chciałam śnić. I moja przyjaciółka powiedziała mi: to siądź i napisz to wszystko. Siedziałam tydzień i napisałam. I ten mój pamiętnik różni się od relacji, jakie pisały inne panie, które były w tym lagrze. Zawsze jest subiektywna nuta w tym, co się odczuwa. Ja muszę przyznać dostałam nawet list od dziewczyny, która mnie pytała, jak pani to zrobiła, że przez pani książkę o Ravensbruck, przebija optymizm? To była moja subiektywna prawda, ponieważ ja nie oceniałam zbrodni, jakie popełnili hitlerowcy, tylko mnie pasjonowało zagadnienie, kim jest człowiek.
- Dlaczego ludzie popełniają wciąż te same błędy, dlaczego wciąż zabijają miłość?
- Pierwsza informacja o gwałcie dokonanym przez człowieka brzmi – Kain zabił Abla. Zawsze było tak, że byli ludzie, którzy szli za złem i tacy, którzy szli za dobrem. Pamiętajcie, że natura ludzka jest osłabiona skutkami grzechu pierworodnego. Nikt z nas nie ma równowagi świętości. Ludzkość od początku dzieliła się na dobrych i złych. Ja kiedyś zapytałam Ojca św., jak się diabły rozmnażają. Ojciec św. najpierw się roześmiał, a potem spoważniał i powiedział: przez ludzi, którzy stają się ich narzędziami. Słuchajcie, człowiek sobie nie zdaje sprawy, jak łatwo wchodzi ręce szatana!
Jak okazać?
- Właściwie to w jaki sposób może wyrazić się miłość między dwojgiem ludzi?
- Na tysiąc sposobów! Miłość jest twórcza. To jest akurat ta władza w człowieku, która ma intuicję, to jest zdolność dawania i tylko dawania tego, co jest obiektywna wartością. Objawy miłości są jednocześnie radością. Do miłości przedmałżeńskiej, tej czystej, narzeczeńskiej też są włączone gesty. Ojciec św. Uczy odróżniać gesty miłości od gestów pożądania. Można spojrzeniem wyrazić miłość, można słowem, można treścią słowa albo tonem słowa. Ja tak bardzo pilnuję, żeby ludzie okazywali sobie czułość. Człowiek musi w sobie, wewnątrz rozróżnić, czy jest to gest miłości, czy pożądania. Nie ma takiego rozróżnienia na zewnątrz. Ale jeżeli ja widzę chłopaka przyklejonego do dziewczyny w tramwaju, to ja nie wierzę, żeby to była czułość. Ponieważ czułość to jest gest tak delikatny, że nie będzie wystawiany na widok publiczny. Natomiast pożądanie pcha i nie mogą się opanować, nie mają wtedy władzy nad sobą. Pożądanie zniewala, czułość uwalnia. Od człowieka zależy, czy głos, treść będzie znakiem miłości, czy nienawiści. Wszystkie zmysły możesz zaangażować do miłości, możesz mówić, możesz śpiewać, możesz patrzeć, możesz dotykać. Tylko od ciebie zależy, czy będzie to gest altruistyczny, gest podziwu, a nie przywłaszczanie sobie drugiej osoby, której nie możesz traktować jak rzecz. A jak ją sobie przywłaszczasz, to od razu ją poniżasz.