Środa 20 lipca 2022
Ostatnie ponad 30 lat w Polsce przyniosło nam wiele dobra, inaczej mieszkamy, jeździmy pięknymi samochodami, stać nas na dobre wakacje. Jednocześnie, co umyka naszej uwadze, staliśmy się też częścią komercyjnej piany, tego nieustannego spożywania coraz to innych i nowych rzeczy. Dodatkowo inwazja Internetu, który w swej naturze jest płytki i powierzchowny (mam na myśli media oparte o Internet), wprowadziła nas w błędne przekonanie, że dużo wiemy i rozumiemy. Dopadła nas jakaś łatwość, przyjemność, chwilowość, urok memów i zachwyty nad bezbolesnym przemijaniem.
I nagle, bach, bach, bach, wdarła się w nasze życie rzeczywistość wojny, na razie jeszcze zagranicą. Bach, bach, poleciały bomby, zaczęły zabijać prawdziwych ludzi, małe dzieci. Zaczęły lać się litry łez żalu, smutku i żałoby, trumny i pogrzeby aż huczą, że to dzieje się naprawdę. Bach, bach, poleciały rakiety, zamieniły w ruiny budynki, mosty, sklepy i szkoły. Naprawdę są już tylko ruiny. Bach, bach, trach, trach, zasczczekały haubice i karabiny, ludzie trafieni kulami i granatami leczą rany, lekarze wyjmują im odłamki, w ukraińskich szpitalach brakuje krwi.
Nie wiem, nie wiem, ale może to ostatni sygnał, abyśmy wrócili do rzeczywistości, z tych wszystkich Internetów i memów, oderwali oczy od smartfonów. Już wielu z nas przebudziły ukraińskie kobiety z dziećmi, ich strach ale i nadzieja w oczach, niepewność co będzie jutro.
W pierwszych miesiącach wojny w Ukrainie bardzo wzrosła liczba zawieranych małżeństw, młodzi ludzie pobierali się w schronach czy szpitalnych korytarzach. Jakby czuli, że nie ma na co czekać, że trzeba przyśpieszać, bo wszystko, co odłożone to już na zawsze stracone.
Bach, bach, jest wojna, na razie za naszą zagranicą. Niczego nie wolno jednak nam odkładać, dobra, czułości, serdeczności, hojności i miłości.
Mikołaj, na zdjęciu z rodziną, naprawdę cudem ocalały ukraiński żołnierz, teraz pod opieką naszego lubelskiego wolontariatu.