Sobota 14 maja 2022
Od 80 dni piszę codziennie o Ukrainie i Ukraińcach, o wojnie, uchodźcach. Nie mam poczucia znużenia ani zobojętnienia. Codziennie otrzymuje jakieś wiadomości z kilku miejsc w Ukrainie, codziennie także spotykam nowych uchodźców.
Każda z dotychczasowych wojen pociągała za sobą nieodwracalne zmiany, w tym sensie, że nie powracał już porządek sprzed wojny. Dobrze pamiętam opowieści dziadków i rodziców, rozpoczynające się od słów: „A przed wojną to … A po wojnie przyszło …” Historia dzielona na „przed” i „po” wojnie.
Kilka lat temu nasze lubelskie środowisko wolontariatu nawiązało współpracę z niezwykłymi ludźmi, głównie młodymi kobietami (Regionalne Centrum Kliniczne Rehabilitacji Medycznej i Opieki Paliatywnej dla Dzieci “Hipokrates” w Charkowie). Jeszcze przed inwazją Rosji z 2014 r. założyli w Ługańsku hospicjum, dla młodzieży i dorosłych. Potem przyszli ruscy i cała ekipa wolontariuszy przeniosła się w „bezpieczne miejsce”, do Charkowa. I tam na nowo wskrzesili swoje hospicjum. Zakupiliśmy im samochód ponieważ chcieli dojeżdżać do nieuleczalnie chorych w domach. Byłem pełen podziwu dla ich determinacji, zwłaszcza, że większą część z nich stanowiły kobiety porzucone przez mężów. Teraz opuścili już niebezpieczny Charków i próbują robić hospicjum dla … ciężko rannych żołnierzy w Kijowie.
Jaka Będzie Ukraina po tej wojnie? Jaka Rosja? Ale i jaka Polska, Europa, świat? Nie wiemy, nie spodziewajmy się jednak powrotu do tego, co było „przed” wojną, ten świat powoli odchodzi. Może Rosji w tym najmniej warto żałować, prędzej czy później podzieli los imperiów, które upadały z większym lub mniejszym hukiem.
To, jacy będziemy po tej wojnie, my ludzie, zależy jednak od tego, jacy jesteśmy teraz. Czy pozostaniemy nieugięci jak ci dzielni ludzie z ługańskiej, charkowskiej i teraz kijowskiej wspólnoty niosącej pomoc nieuleczalnie chorym?
Z radością donoszę też, że do naszej lubelskiej Wspólnoty Gości dołączyła wczoraj dziewczyna z Erytrei (pokonała zasieki na granicy z Białorusią), kolejna ukraińska mama z córką zamieszkały w innym pokoju, a dziś damy dach nad głową pięcioosobowej rodzinie z Afganistanu (kobieta z tej familii jest analfabetką).
Nie wiem, jacy wyjdziemy z tej wojny, nie wiem. Ufam jednak, że epoka solidarności i braterstwa nadchodzi. A na zdjęciu nasza wspaniała wspólnota rodziców i dzieci głuchoniemych z Zaporoża, których gościmy w jednym z naszych Domów Nadziei, o czym jeszcze napiszę.