Sobota 23 kwietnia 2022
Nie jestem politykiem i nie przekonuję z żadnej publicznej mównicy, wyrażam to, co myślę. Rozumiem meandry współczesnej polityki, ale prawie zupełnie jej nie akceptuję. Wierzę w Ewangelię i jej zasady, dlatego mogę krytykować decyzje polityczne oparte na innych stelażach wartości. Przy czym podzielam pogląd papieża Franciszka, że polityka może być szlachetną formą miłości”. Może być.
Pierwsza krytyka dotyczy postawy tzw. Wolnego Świata wobec Ukrainy. Nadal przypomina chór kibiców dopingujących bezlitośnie bitego słabszego –„Jesteśmy po twojej stronie! Nie daj się!” Bez wątpienia wojna w Ukrainie mogłaby trwać znacznie krócej i zostałoby ocalone życie dziesiątków tysięcy Ukraińców (i Rosjan także). Natychmiastowa rezygnacja z importu rosyjskich surowców byłaby mocnym ciosem w agresora, nie spowodowałaby raczej ofiar wśród obywateli państw eksportujących gaz i ropę z Rosji. Niewątpliwie Wolny Świat straciłby na takim ruchu, co otwarcie przyznają najbardziej Niemcy. A Wolny Świat – w tym i Polska – nie chcą tracić. Stąd dotychczasowa polityka Wolnego Świata raczej przedłuża agonię Ukrainy niźli ratuje kraj naszych sąsiadów.
Rzecz druga. Obawiam się, że z Ukrainą może powtórzyć się scenariusz, który dobrze znamy z naszej historii. Prze stulecia o losie naszego państwa decydowano bez nas – przypomnę zmowy rosyjsko – niemiecko – austriackie w czasie rozbiorów, potem Kongres Wiedeński, traktat wersalski (tu już trochę mieliśmy głos), wreszcie Teheran, Jałtę i Poczdam. Przypomnę, że obecne granice Polski to efekt ustaleń głównie Stalina, przy akceptacji (dla świętego spokoju) Churchilla i Roosevelta. Obawiam się, że losy Ukrainy mogą zostać rozstrzygnięte poza jej plecami, dla upragnionego świętego spokoju Wolnego Świata.
Uwaga końcowa. Poza politykami jesteśmy jeszcze my, szeregowi obywatele, dla niektórych z nas istotne są wartości ewangeliczne, dla innych standardy przyzwoitości. I to nie politycy wybierają sobie obywateli ale my ich. Trochę się jednak boję, że to my, obywatele, dajemy prawo naszym politykom do złych decyzji, potem najwyżej zwalimy winę na nich. Prawda. Jednak na jakimś tam końcu – świata, sądzie ostatecznym – zostaniemy zapytani o to co my zrobiliśmy, a nie o to jakie decyzje podjęły nasze rządy.