W Bożym Narodzeniu ważne są słowa. Te usłyszane. Dzisiaj, w rozgadanym świecie, słuchanie jest niemodne, wręcz prawie zapomniane.
Codziennie słucham wielu osób, słucham też spowiedzi. Nauczyłem się chyba słuchania, wczorajszy wieczór kończyłem wsłuchując się w autobiografię młodego chłopaka, który zdecydował się po raz kolejny na terapię od uzależnienia alkoholowego. Nie miałem mu nic do zaoferowania oprócz uwagi i zrozumienia. Podzieliłem się z nim wiarą, że tym razem mu się uda.
Co to ma wspólnego z Panem Bogiem i nadchodzącymi Świętami? Pan Bóg nie ma zwyczaju krzyczeć spoza chmur, grzmieć z odległych przestrzeni kosmosu. Mówi w ludziach, poprzez ludzi, innego rodzaju mowy nie zrozumielibyśmy zresztą. Ja przynajmniej w języku anielskim nie jestem biegły.
Jeśli w kimś – tak jak w chłopaku o którym wspomniałem – rodzi się nadzieja odnowienia życia, zawalczenia raz jeszcze o nie, przełamania się, to jest o cud na miarę Bożego Narodzenia.
Za takie Boże Narodzenie oddam wszystkie choinki, bombki, prezenty, sianko pod obrusem i wszystkie dwanaście potraw.
I namawiam was do słuchania, do uważnego słuchania ludzi, z którymi idziecie przez życie. Zobaczycie, usłyszycie, że Pan Bóg nie oniemiał, że cuda dzieją się nadal.