Jeszcze nie straciłem nadziei, że cały ten wirusowy kryzys obróci się w zainteresowanie człowiekiem. Larum z powodu spadku PKB, zastoju czy regresu gospodarki nie mają większego sensu. Ekonomia, świat finansów, polityka, oderwały się od poprawy ludzkiego losu i żyją same dla swoich wskaźników.
Kryzys pokazuje, że zawodzi służba zdrowia, która coraz bardziej – jak i wszystko inne – staje się dostępna dla bogatych. Hiszpańskie kliniki w zasadzie dokonywały egzekucji na biedniejszych pacjentach chorych na wirusa, ponieważ przyjmowały w pierwszym rzędzie (brak wystarczającej liczby miejsc) osoby z luksusowym ubezpieczeniem zdrowotnym. Bieda plus choroba to pewny wyrok śmierci.
Pandemia pokazała także ogromne zastępy ludzi samotnych, również w Polsce, którym zakupy robili wolontariusze. Rodziny nie interesowały się losem krewnych, a taka pomoc nie leżała w zakresie kompetencji pomocy społecznej.
Poprzez nasze lubelskie Centrum Wolontariatu rozdzieliliśmy dotychczas ponad 50 ton żywności, a to pokazało nam, że pomimo znakomitego stanu finansów w kraju, nadal jest wokół nas zaskakująco dużo ludzi bardzo ubogich, żyjących na krawędzi, wiążących na styk tzw. koniec z końcem. Statystyki, mówiące o wzroście dobrobytu, jak zwykle okazują się lżejszą formą oszustwa.
I na koniec dzieci, które wreszcie znalazły się w centrum zainteresowania rodziców, wyrzuconych nagle zza biurek i komputerów swoich znakomitych prac w korporacjach.
Nie tracę nadziei, że zwrot ku człowiekowi, zwycięstwo człowieka nad rzeczami, że to jest możliwe.