Przypuszczam, że wielu z nas, o ile nie prawie wszyscy, ze znudzeniem słucha dzisiejszej Ewangelii, przyjmując, że jest to tekst dla znawców, biblistów i teologów, nie dla ludzi, którzy pracują, mają rodziny i kłopoty ze zdrowiem. Te ostatnie wynikają z aktywności wirusów, rozochoconych plusowymi temperaturami.
Jeden z moich znajomych – pewnie od razu go polubicie – pyta mnie czasem przed kazaniem: „Będzie konkretnie? Czy lanie wody?” Ewangelia dzisiejsza daje powód do tej drugiej formy.
Co konkretnie z niej wynika?
Po pierwsze, że Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami. Boga musimy szukać między nami i w nas.
A stąd wynikają dwie rzeczy. Pierwsza, że trzeba się spotykać i rozmawiać z ludźmi, żeby Go odkryć między nami. Druga, że trzeba sobie dać czas na odkrycie Boga. Polecam praktykę 15 minut na dobę (1%, jeden procent całej doby), na spokojne posiedzenie, w ciszy, może być przy kawie i wędrówkę do głębi siebie samego. Tam, gdzie mieszka Żywy Bóg.
Mama nadzieję, że wyszło konkretnie.
Ewangelia na dzisiaj:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.
Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi.
Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili.
A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy.
(J 1, 1 – 14)