Kilkaset mrówek, może nawet kilka tysięcy, znosiło igliwia do swojego pałacu, zwanego mrowiskiem. Przyglądałem im się chyba przez pięć tygodni. Jak takie małe istoty potrafią wznieść obiekt przerastający je o milion razy?

Jedna, bardziej rozmowna mrówka, wyśmiała moje zdziwienie.
– Bo, wy, wielkie stwory, macie dziwny język. My pracujemy i robimy, a wy, cały czas mówicie takie dziwne zdania.
– Jakie? – spytałem trochę zirytowany.
– To, co mówicie, macie w głowach i sercu.
– Ale co?
– No to całe wasze gadanie – „Nie da się!”, „To niemożliwe!”, „To się nie uda!”, „To za trudne!”, „To przerasta nasze możliwości”. Wy chorujecie na …
– No na co? Na co? – dociekałem.
– Ja wam współczuję, wy tak strasznie chorujecie!
– Powiedz, mała mądralo, wreszcie na co???
– Na niemotę.
– Co?
– Na „Nie mogę”, na niemotę. No, ale ty i tak nie zrozumiesz. Dobra, niosę trzy wielkie świerkowe igły do pałacu. Ja mogę!