Przyznaję, że z dużym uznaniem przyjąłem decyzję ojców oblatów ze Świętego Krzyża odmawiającą udziału w organizacji wydarzenia „Polska pod Krzyżem”. Zakonnicy uzasadnili swoje stanowisko m.in. tak: „Święty Krzyż leży w sercu Gór Świętokrzyskich, w sercu ŚPN. Nie ma tutaj żadnej infrastruktury technicznej i społecznej; brak dostępu do wody pitnej, brak toalet publicznych, brak punktów gastronomicznych, nie ma nawet żadnego hydrantu. Poza jedyną, wąską drogą z Huty Szklanej na Święty Krzyż, nie ma żadnych innych dróg ewakuacyjnych. Do Nowej Słupi prowadzi tylko prastara Droga Królewska, szlak turystyczny, którym jest wąska ścieżka kamienno-brukowa ze schodami. Wzgórza okolone są gołoborzami. Nie ma też możliwości zorganizowania parkingów. Trzeba o tym wszystkim wiedzieć”. Przypomnę, że organizatorzy zapowiadali przyjazd ok. 100 000 uczestników.

Znam Święty Krzyż, miejsce naprawdę niezwykłe, myślę, że bardzo dobre do medytacji chwili, gdy Chrystus umierał na krzyżu w otoczeniu czwórki przyjaciół, trzech Marii i św. Jana. Tłumy towarzyszyły Mu w czasie rozmnożenia chleba i wjazdu do Jerozolimy. Zawsze powtarzam, że lepiej jest mieć czworo przyjaciół niźli tysiące fanów.
Historia chrześcijaństwa zna tragiczne pomysły wyrażania wiary, na początku 13 wieku tysiące francuskich i niemieckich dzieci zginęło w tzw. krucjacie dziecięcej, idącej do Ziemi Świętej w celu wyzwolenia jej z rąk muzułmanów.
Przyznaję, że podobnie jak w przypadku „Polski pod Krzyżem”, sceptyczny byłem też wobec inicjatywy sprzed dwóch lat, czyli „Różańca do granic”. Zdecydowanie wybieram ewangeliczną zachętę do modlitwy: „Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.” (Mt 6,6). I pamiętam także mądrą myśl Adama Mickiewicza: „Krzyż wbity na Golgocie tego nie wybawi, kto sam na sercu swoim krzyża nie wystawi”.