Środa 23 stycznia 2019

Dwie godziny drogi samochodem od Lublina leży Pratulin, prawie nad Bugiem. Wiadomo, że chętniej pielgrzymujemy do Rzymu, Lourdes i Fatimy. Pratulin to mało znane i jeszcze mniej popularne sanktuarium, warte jednak odwiedzenia.
Dzisiaj, w Polsce i Europie, wiara jest tania, łatwa. Za witryną brewiarz.pl przytaczam niżej historię męczenników z Pratulina w dzień ich liturgicznego wspomnienia. Wiara, męczeństwo, to nie są sportowe wyczyny. Męczennicy, ci z Podlasia także, czuli, że wiara to Chrystus, zbawienie i życie wieczne.
Takiej wiary sobie i każdemu z Was życzę.
Męczennicy z Pratulina byli prostymi chłopami z
Podlasia. Zasłynęli niezwykłym męstwem i przywiązaniem do swej wiary podczas
prześladowań Kościoła katolickiego, które miało miejsce na terenie zaboru
rosyjskiego.
Kościół unicki,
będący w jedności z Rzymem, powstał na mocy Unii Brzeskiej z 1596 roku.
Doprowadziła ona do zjednoczenia Kościoła prawosławnego na terenach
Rzeczpospolitej z Kościołem katolickim i papieżem. Wyznawcy tego Kościoła, po
zjednoczeniu, nazywani są powszechnie unitami.
Prześladowania
rosyjskie były wyjątkowo krwawe i dobrze zorganizowane. Carowie zaczynali
likwidację Kościoła katolickiego od zniszczenia właśnie Kościoła unickiego.
Czynili to planowo i systematycznie. W roku 1794 caryca Katarzyna II
zlikwidowała Kościół unicki na podległych sobie ziemiach. W roku 1839 car
Mikołaj I dokonał urzędowej likwidacji Kościoła unickiego na Białorusi i
Litwie. W drugiej połowie XIX w. na terenach zajętych przez Rosję Kościół
unicki istniał już tylko w diecezji chełmskiej, w Królestwie Polskim.
Administracja carska zaplanowała likwidację także tego Kościoła. Car Aleksander
II zaaprobował program prześladowań.
Na styczeń 1874
roku zaplanowano wprowadzenie obrzędów prawosławnych do liturgii unickiej.
Następnie mieli to zaakceptować wierni, a rząd rosyjski oficjalnie potwierdzał
przystąpienie danej parafii do Kościoła prawosławnego. Wcześniej usunięto
biskupa i kapłanów, którzy nie zgadzali się na reformy prowadzące do zerwania
jedności z papieżem. Za swoją wierność zapłacili oni zsyłkami na Sybir,
więzieniem lub usunięciem z parafii. Wierni świeccy, pozbawieni pasterzy, sami
ofiarnie bronili swojego Kościoła, jego liturgii i jedności z papieżem, często
nawet za cenę życia.
W Pratulinie doszło
do starcia z Kutaninem, carskim naczelnikiem powiatu. Żądał on, aby miejscowi
parafianie oddali kościół nowemu duszpasterzowi. Ludność nie zgodziła się na
oddanie świątyni. Mieszkańcy otrzymali kilka dni do namysłu. Kutanin powrócił
do Pratulina w dniu 24 stycznia 1874 roku, ale nie sam, lecz z kozakami.
Żołnierzami dowodził pułkownik Stein. Na wieść o tym przy cerkwi zebrała się
niemal cała parafia. Naczelnik zażądał kluczy cerkiewnych. Straszył
zgromadzonych wojskiem. Otoczył kościół, zajmując pozycje za parkanem
przykościelnym.
Unici wiedzieli, że
obrona świątyni może ich kosztować utratę życia. Szli do kościoła, aby bronić
wiary i byli gotowi na wszystko. Żegnali się z bliskimi w rodzinach, ubierali
się odświętnie, ponieważ, jak mówili, szło o najświętsze sprawy. Nie mogąc
nakłonić unitów do rozejścia się ani groźbami, ani obietnicami łask carskich,
dowódca dał rozkaz strzelania do zebranych. Widząc, że wojsko ma nakaz
zabijania stawiających opór, wierni uniccy uklękli na cmentarzu świątynnym i
śpiewem przygotowywali się do złożenia życia w ofierze. Umierali pełni pokoju,
z modlitwą na ustach, śpiewając “Święty Boże” i “Kto się w
opiekę”. Nie złorzeczyli prześladowcom, gdyż jak mówili: “słodko jest
umierać za wiarę”.
Pułkownik Stein
wydał rozkaz, aby żołnierze się przegrupowali, a następnie ustawili bagnety na
karabinach i przygotowali do odebrania cerkwi przemocą. Wśród obrońców byli
dawni żołnierze carskiej armii, którzy znali zasady wojskowego rzemiosła.
Wiedzieli, że żołnierze nie mogą postępować brutalnie wobec ludności cywilnej.
Wojsko przekroczyło parkan i bijąc ludzi kolbami karabinów i kłując bagnetami,
torowało sobie drogę do cerkwi.
Przy świątyni w Pratulinie
w dniu 24 stycznia 1874 roku poniosło śmierć za wiarę i jedność Kościoła 13
unitów. Byli to:
Wincenty Lewoniuk, lat 25,
żonaty, pochodził z Woroblina. Był człowiekiem pobożnym i cieszył się uznaniem
u ludzi. Jako pierwszy oddał życie w obronie świątyni.
Daniel Karmasz, lat 48,
żonaty, pochodził z Lęgów. Jego syn mówił, że ojciec był człowiekiem
religijnym. Jako przewodniczący bractwa podczas obrony kościoła stanął na czele
z krzyżem, który do dzisiaj jest przechowywany w Pratulinie.
Łukasz Bojko, lat 22,
kawaler, pochodził z Lęgów. Brat zaświadczył, że Łukasz był człowiekiem
szlachetnym, religijnym i cieszył się dobrą opinią wśród ludzi. W czasie obrony
świątyni bił w dzwony.
Konstanty Bojko, lat 49,
żonaty, pochodził z Zaczopek. Był ubogim rolnikiem i sprawiedliwym człowiekiem.
Konstanty Łukaszuk, lat 45,
żonaty, pochodził z Zaczopek. Był sprawiedliwym i uczciwym człowiekiem,
szanowanym przez ludzi. W wyniku otrzymanych ran zmarł następnego dnia,
zostawiając żonę i siedmioro dzieci.
Bartłomiej Osypiuk, lat 30,
pochodził z Bohukal. Był żonaty z Natalią i miał dwoje dzieci. Cieszył się
szacunkiem mieszkańców. Był uczciwy, roztropny i pobożny. Śmiertelnie ranionego
przewieziono go do domu, gdzie zmarł modląc się za prześladowców.
Anicet Hryciuk, lat 19,
kawaler, pochodził z Zaczopek. Był młodzieńcem dobrym, pobożnym i kochającym
Kościół. Idąc do Pratulina z żywnością dla obrońców, powiedział do matki:
“Może i ja będę godny, że mnie zabiją za wiarę”. Zginął przy świątyni
24 stycznia w godzinach popołudniowych.
Filip Kiryluk, lat 44,
żonaty, pochodził z Zaczopek. Wnuk zaświadczył, że miał opinię troskliwego
ojca, dobrego i pobożnego człowieka. Zachęcał innych do wytrwania przy świątyni
i sam oddał życie za wiarę.
Ignacy Frańczuk, lat 50,
pochodził z Derła. Był żonaty z Heleną. Miał siedmioro dzieci. Syn mówił, że
ojciec starał się wychowywać dzieci w bojaźni Bożej. Wierność Bogu przedkładał
nad wszystko. Idąc do Pratulina założył odświętne ubranie i ze wszystkimi się
pożegnał, przeczuwając, że już nie wróci. Po śmierci Daniela podniósł krzyż i
stanął na czele broniących świątyni.
Jan Andrzejuk, lat 26,
pochodził z Derła. Był żonaty z Mariną, miał dwóch synów. Uważany był za
człowieka bardzo dobrego i roztropnego. Pełnił funkcję kantora w parafii. Odchodząc
do Pratulina żegnał się ze wszystkimi, jakby to miało być ostatnie pożegnanie.
Ciężko ranny przy kościele, został przewieziony do domu, gdzie niebawem zasnął
w Panu.
Maksym Gawryluk, lat 34,
pochodził z Derła. Był żonaty z Dominiką. Cieszył się opinią dobrego i
uczciwego człowieka. Ciężko ranny przy świątyni, umarł w domu dnia następnego.
Onufry Wasyluk, lat 21,
pochodził z Zaczopek. Był praktykującym katolikiem, uczciwym i szanowanym w
miejscowości człowiekiem.
Michał Wawryszuk, lat 21,
pochodził z Derła. Pracował w majątku Pawła Pikuły w Derle. Cieszył się dobrą
opinią. Ciężko ranny przy kościele, zmarł następnego dnia w domu.
Męczeństwo w
Pratulinie nie było faktem odosobnionym. Szczególnie od stycznia 1874 roku
każda parafia unicka na Podlasiu pisała swoje męczeńskie dzieje. Car oficjalnie
zlikwidował unicką diecezję chełmską w 1875 roku, a unitów zapisał wbrew ich
woli do Kościoła prawosławnego. Wierni tego nie przyjęli i za swoją wierność
Kościołowi katolickiemu płacili wielokrotnie śmiercią, zsyłkami na Sybir,
więzieniem, karami. Pozostawionym bez pasterzy unitom z tajną posługą kapłańską
śpieszyli księża katoliccy z Podlasia oraz misjonarze z Galicji i regionu
poznańskiego. Mocna wiara unitów i solidarna pomoc Kościoła katolickiego pozwoliły
przetrwać czas prześladowań i doczekać dekretu o wolności religijnej cara
Mikołaja II z kwietnia 1905 roku. W tym właśnie roku większość unitów z
Podlasia i lubelszczyzny przepisała się do parafii rzymskokatolickich, gdyż
struktury Kościoła unickiego jeszcze wtedy nie istniały.
Ponieważ o
męczeństwie unitów z Pratulina zachowało się najwięcej dokumentów, biskup
podlaski Henryk Przeździecki wybrał ich jako kandydatów na ołtarze i
przedstawicieli wszystkich męczenników, którzy na Podlasiu oddawali życie za wiarę
i jedność Kościoła.
Unici z Pratulina i
innych parafii zostali od samego początku uznani za męczenników przez swoje
rodziny, przez parafian, przez lud na Podlasiu, a także przez Kościół
powszechny. Hołd dla męczeńskiej śmierci unitów złożyli papieże Pius IX, Leon
XIII i Pius XII. Ich ofiara pomogła mieszkańcom Podlasia zachować wiarę i
tożsamość narodową w ciężkich czasach panowania ateistycznego komunizmu.
Błogosławiony
Wincenty Lewoniuk i 12 Towarzyszy byli mężczyznami w wieku od 19 do 50 lat. Z
zeznań świadków i dokumentów historycznych wynika, że byli ludźmi dojrzałej
wiary. Masakra przy kościele zapewne trwałaby dłużej, gdyby nie wypadek
postrzelenia żołnierza przez innego kozaka. Przerwano więc ogień i żołnierze
bez przeszkód dotarli do drzwi cerkwi, które otworzyli siekierą. Do świątyni
wprowadzono rządowego proboszcza. Rozproszony lud zbierał swoich rannych,
których było około 180 osób. Ciała zabitych leżały na cmentarzu kościelnym
przez całą dobę. Potem pogrzebano je bezładnie, wrzucając do wspólnej mogiły,
którą zrównano z ziemią, aby nie pozostawić żadnego śladu po pochówku.
Miejscowi ludzie jednak dobrze zapamiętali to miejsce. Zostali pogrzebani przez
wojsko rosyjskie bez szacunku i bez udziału najbliższej rodziny. Po odzyskaniu
przez Polskę niepodległości w 1918 roku grób męczenników został należycie
upamiętniony. 18 maja 1990 roku szczątki Męczenników zostały przewiezione z
grobu do świątyni parafialnej.
Obrona świątyni
otoczonej uzbrojonym wojskiem nie była skutkiem chwilowego przypływu gorliwości,
ale konsekwencją głębokiej wiary mieszkańców Pratulina. Męczennicy uniccy pod
wieloma względami są podobni do męczenników z pierwszych wieków
chrześcijaństwa, kiedy to prości wierni ginęli za odważne wyznawanie wiary w
Chrystusa.
Do grona błogosławionych
męczennicy pratulińscy zostali wprowadzeni przez św. Jana Pawła II w dniu 6
października 1996 roku, w rocznicę 400-lecia zawarcia Unii Brzeskiej. Trzy lata
później, w czerwcu 1999 r. w homilii podczas Mszy św. odprawianej w Siedlcach
papież mówił m.in.:
Męczennicy z Pratulina bronili
Kościoła, który jest winnicą Pana. Oni tej winnicy pozostali wierni aż do końca
i nie ulegli naciskom ówczesnego świata, który ich za to znienawidził. W ich
życiu i śmierci wypełniła się prośba Chrystusa z modlitwy arcykapłańskiej:
“Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził (…). Nie
proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. (…) Uświęć
ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i
Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i
oni byli uświęceni w prawdzie” (J 17, 14-15. 17-19). Dali świadectwo swej
wierności Chrystusowi w Jego świętym Kościele. W świecie, w którym żyli, z
odwagą starali się prawdą i dobrem zwyciężać szerzące się zło, a miłością
chcieli pokonywać szalejącą nienawiść. Tak jak Chrystus, który za nich w
ofierze oddał samego siebie, by byli uświęceni w prawdzie – tak też oni za
wierność prawdzie Chrystusowej i w obronie jedności Kościoła złożyli swoje życie.
Ci prości ludzie, ojcowie rodzin, w krytycznym momencie woleli ponieść śmierć,
aniżeli ulec naciskom niezgodnym z ich sumieniem. “Jak słodko jest umierać
za wiarę” – były to ostatnie ich słowa.