Wtorek 25 września 2018 Im bliżej jubileuszu stulecia polskiej niepodległości i jednocześnie pierwszych (z długiej serii) wyborów, tych samorządowych, tym więcej Polski. Polski przegadanej. „Polska” nie schodzi z ust kandydatów, a także już urzędujących premierów, prezydentów, posłów i wszystkich innych bardzo ważnych osób. I aż mi się przypomina fragment z „To już jest koniec!”, Elektrycznych Gitar: „I tak się przykłada i mówi z ekranu, i bredzi latami wieczorem i ranooo…” (jak nie znacie, posłuchajcie).
Jednocześnie kocham tę Polskę, która wstaje rano, ostro haruje, wozi dzieci do szkoły, zasuwa na dwa etaty, gotuje obiady, sprząta po psach na spacerze; Polskę, która tłoczy się w trolejbusach (np. w Lublinie) i cierpliwie czeka na zmianę świateł, bo system „zielonej fali” nie działa od wielu lat.
I ta właśnie Polska płaci podatki na głupie gadające głowy, paplające o Polsce na wszystkie sposoby.
Z szacunkiem patrzę na Polskę, która pracuje i haruje, która płaci podatki i ledwo domyka budżet rodzinny na koniec miesiąca. To Polska prawdziwa, ukochana. A ta z plakatów i telewizji, to marny kabaret. Za nasze pieniądze.