Poniedziałek 30 maja 2016 Mamy wokół siebie ludzi. Nic nadzwyczajnego, prawda? Czytałem opowieść polskiego górnika, który prawie dwa dni czekał na pomoc, po zasypaniu szybu.
Najpierw siedział w ciemnościach, dochodziły do niego tylko dudnienia i jakieś głuche stuki. Po upływie doby usłyszał niewyraźne odgłosy ludzkiej mowy. Zaczął krzyczeć, potem czując, że szybko traci siły i głos, oszczędzał się. Z godziny na godzinę głosy ratowników były coraz wyraźniejsze i bliższe, można było rozróżnić słowa i zdania. Wreszcie udało się nawiązać bezładną rozmowę: „Żyjesz?”, „Żyję, k…. mać! Żyję!”
Górnik opowiadał, że był to jedna z najszczęśliwszych chwil w jego życiu. Znowu słyszał ludzi i oni go słyszeli. Za tymi głosami szła nadzieja na ocalenie, ratunek, uwolnienie. Kiedy w końcu ratownicy przekopali się do niego, pierwszą reakcją był mocny męski uścisk. To była druga bardzo ważna chwila, znów zobaczył ludzi, już wiedział, że najgorsze za nim.
Dopóki mamy ludzi, póki ich słyszymy, rozmawiamy z nimi, widzimy i dotykamy, jest dobrze. Dopóki mamy ludzi jest nadzieja i siła. Od czasu gdy Bóg stał się człowiekiem, działa przez ludzi dla ludzi. Niech nie zabraknie wam ludzi i niech nie zabraknie was wśród ludzi.