Czwartek 11 lutego 2016 W poście chodzi o to, żeby pościć. W najprostszym sensie możemy mniej jeść. Wiem, że zewsząd płyną impulsy, abyśmy jedli więcej i co rusz próbowali innych smaków, kuchni włoskiej, japońskiej, chińskiej i indyjskiej. Nieważne czy te potrawy mają jakąś wartość, kuszeni jesteśmy jedynie nowinkami. Nie mam nic przeciwko innym kuchniom, dostrzegam tylko rosnący kult jedzenia i wiązania z nim szczęścia.
Wielkim szczęściem jest posiłek, jeśli już nas stać na taki. Wiele razy w ostatnich dniach widziałem, jak ponad 70 ludzi, kobiet i mężczyzn spożywa wieczorem wszystko cokolwiek otrzymają. Piszę akurat o osobach bezdomnych i ubogich z Lublina, które korzystają z wieczornych posiłków rozdawanych w ramach Gorącego Patrolu. Ci ludzie nigdy nie pytają „co będzie można zjeść”, cieszą się, że „jest coś do jedzenia”. Zwykle jest to gorąca zupa (kalorie przed często chłodną nocą), kanapki i herbata. Tak, w Polsce (żeby nie szukać w Afryce) są ludzie, którzy są głodni, jedzą mało, nie dojadają i wdzięczni są za chleb.
Od naszego poszczenia Pan Bóg ma marny pożytek. Jak pościć, żeby inni nie byli głodni? Trochę dziwnie się czuję pisząc, że w poście można mniej jeść, ale to podstawowy wymiar Wielkiego Postu. W proroctwie Izajasza prawdziwy post to „dzielić swój chleb z głodnym” (58, 7).
Na razie te wszystkie sushi i słodko kwaśne sosy bardzo nam smakują. Dobrze. Ale czy załapiemy się na tę wytrawną ucztę w niebie, gdzie Pan Bóg poda głodnym i ubogim smakołyki? (też Izajasz, 25). My będziemy tam jedli tylko to, czym się podzieliliśmy z naszymi siostrami i braćmi tutaj, na ziemi.