Piątek 12 września 2014
Prawie tydzień temu trafiłem na wypadek. Z daleka widziałem migające światła karetki i radiowozów. Zatrzymałem się, wyjaśniłem policjantowi, że jestem księdzem. Podchodzę, kilku ratowników prowadzi reanimację. Pytam jednego, akurat odpoczywającego, mówi, że sytuacja jest skrajnie krytyczna. Próbuję nawiązać kontakt z chłopakiem, bez szans. Udzielam mu rozgrzeszenia in periculo mortis (w sytuacji niebezpieczeństwa śmierci). Po niespełna godzinie słyszę w radiu, że długa reanimacja nie powiodła się, chłopak zmarł.
Adrian został pochowany w środę. Jechał dobrym motocyklem, wyprzedzał cztery samochody, jadące w kolumnie. Jedno z aut nagle – pewnie także w zamiarze wyprzedzenia innego – wtargnęło na lewy pas. Motocyklista próbuje hamować, kładzie motor na jezdni, odbija się od samochodu, ląduje w rowie. Następnego dnia pali się tam kilka zniczy. Kierowca samochodu, z którym zderzył się Adrian, nie zatrzymał się, do tej pory policja nie odnalazła go. Adrian miał 23 lata, niedawno dostał pracę w kopalni.
Takich historii jest wiele, inaczej się je postrzega z bliska. Z nasłuchu radia (CB) wiem, jak kierowcy aut traktują motocyklistów, „szaleńcy”, „dawcy narządów”. Na drogach i ulicach trwa cicha wojna pomiędzy szoferami w samochodach i chłopakami na motocyklach, skuterach i rowerach.
Nie wierzę, że da się wynaleźć doskonałe przepisy, które zapobiegną dramatom. Wszystko siedzi i dzieje się w głowach ludzi. Wciąż mamy mało wzajemnego szacunku, zrozumienia. Wielkie ego walczą także na drogach, tu jednak stawką jest życie. Kochaj bliźniego swego. Zawsze. I na ulicach, i na szosach.
10 responses to NA DROGACH EGO WALCZĄ