Czwartek 4 września 2014
Historia o klownie wołającym o pomoc w płonącym cyrku jest stara, ja znam ją bodajże w wersji podanej przez Kierkegaarda. Podczas przedstawienia na zapleczu cyrku wybuchł pożar. Dyrektor wysłał na scenę klowna, aby powiadomić publiczność o niebezpieczeństwie i zachęcić do ratowania się. Klown wybiegł i krzyczał najdramatyczniej jak umiał, ale otrzymał jedynie rzęsiste brawa i salwę śmiechu. Próbował drugi i trzeci raz, z takim samym skutkiem, przy czym publika śmiała się coraz głośniej. Pożar wkrótce ogarnął cały namiot, w ogniu i dymie spłonęli wszyscy widzowie.
Wojna, które może dotknąć także Polskę wydaje nam się niemożliwa, nierealna i kompletnie absurdalna. Przecież jest fajnie, kolorowo, jest dużo kanałów w TV, samochody i mieszkania mamy ładne. Wiem, że wspominając o wojnie wpisuję się w krąg klownów. Nie piszę, że wojna u nas jest pewna, ale że jest realna i możliwa. Kilka dni temu wróciłem z Ukrainy, tam jeszcze nie wszyscy chcą uwierzyć, że wojna toczy się w ich kraju. Budzą się kiedy słyszą o kolejnym pogrzebie żołnierza, z honorami wojskowymi, idą na cmentarz, widzą mogiłę. Ale i wtedy do końca nie wierzą. Człowiek nie chce uwierzyć w wojnę, dopóki pierwsze kule nie przelecą gdzieś niedaleko.
Jeszcze jedno, stara prawda mówi, że jak się pali u sąsiada, biegnij i pomóż mu gasić pożar, bo inaczej zaraz i twój dom się zajmie.