Świadkowie Bożego Narodzenia (18) Sobota 21 grudnia 2013
Spojrzałem na listę świadków Bożego Narodzenia, o których jeszcze chciałbym napisać w tym Adwencie. Kobiety i mężczyźni, spotkani i spotykani, których miałem i mam przywilej znać. Jedni z całkowitą pewnością mówiący, że Bóg jest w ich życiu, inni, że wątpią iż On istnieje, po takich co mają pewność, że Go nie ma. Słucham co mówią, wiem, że wierzą w to, co mówią. Coraz bardziej przekonuję się, że granica między wiarą i niewiarą nie przebiega przy wejściu do kościoła. Wiem, że wchodzą tam wierzący i niewierzący i wiem, że nie wchodzą tam wierzący i niewierzący. Tej granicy nie wyznaczają także słowne deklaracje. Z lekka żartując przypominam sobie historię o ateiście, który zaciął się siekierą w palec i wrzasnął: „Jezus Maria!” I jest dylemat – krzyknął tak przez przypadek, a może wyszło z niego to, co ma naprawdę w sercu, a może przeżył raptowne nawrócenie. Kto wie, słowa to tylko słowa.
Pana Antoine zapamiętałem tylko z imienia. Zabrał mnie na autostopie niedaleko Tuluzy, wiele lat temu. Kiedy dowiedział się, że jestem Polakiem i studentem katolickiego uniwersytetu, niemal zmusił do goszczenia w jego domu. Wykładał filozofię na uniwersytecie w Tuluzie, był głęboko przekonanym marksistą i ateistą i bardzo chciał porozmawiać z kimś spoza „żelaznej kurtyny”. Wiedział, że wśród Polaków są ludzie bardzo religijni i ja wydałem mu się znakomitym przypadkiem do analizy dziwnego dlań zjawiska po tytułem „wierzący”. W starciu na argumenty Antoine miał dwie przewagi, dużo więcej przeczytał ode mnie i znacznie lepiej operował francuskim. To w kwestii ateizmu. Z kolei w kwestii marksizmu i wznoszonego na nim socjalizmu, ja zachwiałem jego pewnością, informując, że trudno w Polsce kupić papier toaletowy a programy telewizyjne mamy tylko dwa. Pan profesor przyznał mi, że w takim razie należy zreformować polski socjalizm, bo na pewno lepiej się go buduje, kiedy w toalecie jest wystarczająco dużo papieru.
W moim odczuciu to, co najważniejsze rozgrywało się jednak przy okazji rozmowy. Antoine sam podawał mi najpierw ogórki, potem sałatę i inne warzywa. Kiedy przyszła pora na befsztyk położył przede mną olbrzymią połać wołowiny i zachęcił, żebym ukroił sobie kawałek do smażenia. Dolewał co rusz wina. Potem obierał mandarynki, rozrywał na pół i dawał mi jedną część. Do ciasta wyjął dwa likiery, a na sam koniec, już po północy, wystawił dwa pulchne kieliszki do których nalał po odrobinie koniaku. Nie muszę chyba dodawać, że to co zjadłem i wypiłem spotęgowało moje przeświadczenie o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem.
O ukrytej więzi z Bogiem w przypadku Antoine, przekonuje mnie to, że w trakcie spotkania on cały czas mi służył. Byłem w centrum jego uwagi i nawet mandarynkę dzielił na pół jakby w przekonaniu, że jesteśmy sobie bliscy. Wieczorny francuski obiad, nic wielkiego, rozmowa dojrzałego ateisty z młodym studentem katolickiej uczelni. Nic wielkiego, ale jakoś to bardzo po Bożemu przebiegało.
Nauczyłem się dzięki tej i podobnym sytuacjom rozeznawać wiarę i niewiarę z ludzkich gestów, postaw i zachowań, spokojnie podchodząc do obecności w kościele i deklaracji. Trochę później, przy uważnej lekturze encykliki Jana Pawła II, Redemptor Hominis, wyczytałem: „Albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem” (8). Z każdym, z Antoine także.
PS. W trakcie tegorocznego Adwentu, poza niedzielami i uroczystościami, będę pisał o ludziach, którzy jakoś odnaleźli w sobie i innych Żywego Boga, o świadkach Wcielenia, czyli zamieszkania Boga w nas i między nami. To ludzie, których spotkałem twarzą w twarz albo w ich słowach. Nie byłem w Betlejem dwa tysiące lat temu ale to nie jest konieczny warunek, aby widzieć Boga w człowieku. Miałem wielki przywilej spotkać wielu ludzi, w których Narodzenie Boga stało się prawdziwą historią. Tym się z wami dzielę.
8 responses to MANDARYNKA NA PÓŁ Z ATEISTĄ