Sobota 31 sierpnia 2013
Twarz Gienka wygląda jak po alternatywnej operacji plastycznej. Nosi znaki po nożu, ospie, mordobiciach i niewygojonych wrzodach. Jej kształt rzeźbiony jest przez codzienną dawkę taniego wina, mrozy, wiatry i słońce. Bruzdy układają się w sieć nieregularnych skrzyżowań, biegnących we wszystkie możliwe strony. Oczy Gienka pojawiają się rzadko, chyba, że jakimś cudem uda mu się unieść nabrzmiałe powieki. Kiedy Gienek się cieszy, a zdarza się to często, dudni mu cała twarz, bruzdy i blizny, powieki z ukrytymi w nich głęboko oczami. Nawet jakbym miał wątpliwości, zawsze w takich sytuacjach wyrywa mu się kilkukrotne „he, he, he”. A jak Gienek jest wkurzony, ścieka mu ślina z ust a on sam mruczy „mhmmhm” albo coś podobnego.
Przy całej swojej naturalnej szpetności nigdy nie nazwałbym twarzy Gienia gębą. W jego obliczu jest prawda, radość jest radością, złość złością, ból bólem. To twarz z trudnym życiorysem, niezwykle bogata, dobry temat na wiersz.
Twarz pana Iks, odmówmy mu imienia, to twarz Bardzo Ważnej Osoby (VIP). Kształtna, zadbana, wygolona każdego dnia, pachnąca i czysta. Czysta, umyta, wymyta i nawilżona właściwym kremem. Właściwie to ładna buzia, mogłaby spokojnie gościć na pierwszej stronie kolorowego tygodnika.
Iks czasem miewa twarz inteligenta, ukończył studia i lubi opowiadać, że wszystkie egzaminy zdał w pierwszym podejściu. Iks jest nie byle kim, zarządza ważnym odcinkiem w znanej firmie. Kiedy mówi, można szybko poznać deklinację słowa „ja”. Pomiędzy „mną”, „mi” i „mnie”, pojawiają się sukcesy: „zrobiłem”, „załatwiłem”, „przeprowadziłem”, „zdobyłem”. Iks kłamie, choć parę razy mówił o prawdzie, jak słyszałem. Najgorzej, że skrzywdził przynajmniej kilku ludzi, ale tak z kulturą , zakulisowo, z pozoru bez śladów.
Z Iksem spotykam się czasem, bo muszę i powinienem, z Gienkiem bo lubię i cenię. Tak, jak napisałem, twarzy Gienka nigdy nie nazwałbym gębą. Z kolei Iksowi chętnie dałbym parę razy w mordę, ale hamuję się, bo determinuje mnie dobre wychowanie. Ale świerzbi mnie, świerzbi!
Przypuszczam, że większość z was odnajduje się w podobnych historiach, jak te, które opisałem. I przypuszczam, że niejednego z was też świerzbi ręka. Wierzę jednak, że jesteście dobrze wychowani. Jakby jednak ktoś nie wytrzymał, przypomnę, że za bicie w mordę łobuza rozgrzeszenie się należy.
28 responses to CZASEM RĘKA ŚWIERZBI